- Oli, daj mi się chociaż wytłumaczyć! – Torres przystanął w progu sypialni, obserwując uważnie swoją żonę.
- Nie, Fernando. My nie mamy już o czym rozmawiać. Zdradziłeś mnie, zresztą przypuszczam, że nie pierwszy raz. Nasze małżeństwo jest skończone – wrzucała do walizki na oślep wieszaki z damskimi ubraniami.
- Chcesz to wszystko tak po prostu przekreślić? A co z Norą? – wszedł głębiej.
- Ty przekreśliłeś wszystko to, co było między nami zdradą. Co z Norą? Bądź, co bądź jesteś jednak jej ojcem. Obydwoje mamy jednakowe prawa rodzicielskie, więc nie będę ci utrudniała kontaktów z córką, ale żądam rozwodu, wyłącznie z twojej winy. Jesteś głupcem, cholernym głupcem.
- Nie, to ty jesteś głupia! – podniósł głos. – Aż sam się też dziwię, jak mogłem spędzić z tobą blisko dekadę. Pewnie z przyzwyczajenia. I wiesz, co ci powiem? Że nie żałuję tej zdrady. O, przepraszam, tych zdrad. Gdybym miał możliwość, zrobiłbym to jeszcze raz z wielką chęcią. Jedyne, czego nie żałuję, to Nora, bo dziecko nie jest niczemu winne – wyrzucił z siebie.
Spojrzała na niego lekko zszokowana, jakby początkowo nie chciała dać wiary jego słowom. Analizowała całą jego wypowiedź, słowo po słowie. Nie poznawała go. Nie poznawała mężczyzny, z którym spędziła blisko 10 lat. Mężczyzny, którego pokochała i wyszła za mąż. Urodziła mu córkę, którą pokochał pierwszego dnia miłością szczerą i bezgraniczną, jak na ojca przystało. Zmienił się, diametralnie się zmienił po przyjeździe do Londynu. Do tego momentu był ułożonym, wiedzącym, czego chce od życia, spełniającym się w futbolu mężczyzną. Wiedziała, że się zmienił. Stał się bardziej opryskliwy, arogancki, pewny siebie. Jednak przypuszczała, że wynikało to ze zmiany otoczenia i niskiej formy, którą prezentował do niedawna. Właśnie tak tłumaczyła jego zachowanie. Snuła przypuszczenia, że ma kogoś, jednak nie dopuszczała do siebie tej myśli, sądząc, że do ich związku wkradła się rutyna. Nie było źle. Starała się robić wszystko, jak tylko najlepiej mogła. Owszem, piłka nożna wymaga poświęceń, ale ona też poświęcała się dla niego. Zrezygnowała z pracy w zawodzie, zajęła się domem i córką, bo on twierdził, że to jest jej domeną. Podporządkowała mu całe swoje życie, przyjechała z nim do Anglii. Jak widać, niewiele to dla niego znaczyło, nie potrafił docenić tego, co już miał. Miała teraz czysty obraz, że mimo jej silnych chęci nie uratuje już tego związku. Nie miała sił. Nie chciała.
Opuścił sypialnię, wchodząc do pokoju córeczki.
- Tatusiu, dlacemu wyjezdzamy z mamusią? – spojrzała na niego smutno.
- Mamusia musi odpocząć przez jakiś czas, myszko – przykucnął obok jej łóżeczka.
- Ale ty nas nie zostawis, plawda?
- Skądże, nie zostawię cię, masz moje słowo, ślicznotko – przytulił ja do siebie, gładząc jej plecki.
- Wieze ci, tatusiu – westchnęła, opierając główkę na jego ramieniu.
Wierzyła. Czy było warto?
***
Nazajutrz Amber wstała dość wcześnie, przeciągając się leniwie. Pomimo tego, iż zegarek wskazywał dopiero godzinę 6.00, uśmiechnęła się szeroko. Jednakże w jej uśmiechu nie było nic ze szczerości. Ten gest wyrażał jej satysfakcję, pogardę i wewnętrzny tryumf jednocześnie. Była zadowolona, że zniszczyła małżeństwo człowieka, który nie zabił co prawda jej brata, ale w pewien sposób przyczynił się do jej śmierci. Mimowolnie roześmiała się na samą myśl o tym, co mogło, według niej przypuszczalnie dziać się w mieszkaniu Państwa Torresów.
Energicznie wygramoliła się z łóżka i powlokła do łazienki, gdzie wzięła krótki i orzeźwiający prysznic oraz zrobiła delikatny make up, podkreślający jej dość łagodny typ urody. Następnie przygotowała śniadanie, na które składało się musli i jogurt naturalny. W międzyczasie przeglądała poranną prasę, z której nie dowiedziała się niczego konkretnego. Kątem oka spojrzała na ścienny zegarek i lekko zdenerwowana stwierdziła, że równo za godzinę musi zjawić się w kancelarii. Odsunęła od siebie miseczkę ze śniadaniem i pośpiesznie pobiegła schodami do sypialni. Stanęła przed ogromną szafą, nie wiedząc, w co się ubrać. Zastanawiała się dłuższą chwilę. Sukienka? Spódnica? Garsonka? Dobrane materiałowe spodnie? Jej ubiór jest raczej oczywisty – powinna wyglądać elegancko, a zarazem seksownie. Sięgnęła po wieszaki z dwoma sukienkami. Po kilku sekundach namysłu sięgnęła po dość krótką czarną, narzucając na nią żakiet i dobierając do niej niebotycznie wysokie szpilki. Zgarnęła torebkę i opuściła mieszkanie.
Na miejsce dotarła 10 minut przed czasem, nawet nie obawiając się reakcji przełożonego. W wyśmienitym humorze udała się do swojego gabinetu, prosząc wcześniej sekretarkę o mocną kawę. Usiadła za biurkiem, przeglądając plik dokumentów, wśród których było m. in. kilkanaście pozwów rozwodowych. Uśmiechnęła się tryumfalnie. Była pewna, że ta Olalla zażąda rozwodu. Ta czysta satysfakcja, że zniszczyła jego małżeństwo, napawała ją niesamowitą energią. Może i była podła, perfidna, wyrachowana, ale tego nauczyło ją życie i śmierć brata, przede wszystkim jego śmierć. Chwilę jej zadumy przerwało głośne pukanie do drzwi, a po chwili w środku stanął Jefferson, jej przełożony.
- Mitterrand, pomimo, że jesteś tutaj tylko na stażu i w trakcie studiów, to i tak rzucę cię na głęboką wodę – na jej biurku wylądowała teczka.
- Rozwód? Przecież ja nie będę w przyszłości specjalizowała się w tego typu sprawach – skrzywiła się sztucznie.
- I co z tego? Zbierzesz doświadczenie. A po pierwsze jesteś tutaj na stażu, po drugie to ja dyktuję warunki.
- Żeby się pan nie zdziwił – uśmiechnęła się złośliwie. – Co mamy tym razem? – sięgnęła po teczkę.
- Niejaka Olalla Dominguez Liste pozywa o rozwód Fernando Torresa, wyłącznie z jego winy – odparł niedbale. – Sprawa priorytetowa. Szybko i sprawnie. O ile się nie mylę, chodzi o tego twojego piłkarzyka. Nie wiesz przypadkiem nic na temat tego rozwodu, co? – zmrużył oczy, przyglądając się jej uważnie.
- Paaanie Jefferson – zaczęła obojętnym tonem głosu. – Fernando Jose Torres Sanz nie jest moim piłkarzykiem, a tym bardziej własnością, przynależy do Chelsea, jeśli już. A czemu się rozwodzi? Pojęcie nie mam. I gówno mnie to obchodzi. Może jego żonka dawała dupy na boku, albo on miał kilka skoków w bok? Może to niezgodność charakterów? Pojęcia nie mam. To nie moja działka – wzruszyła ramionami.
- Oj, Mitterrand, jesteś aż tak pewna? Coś kręcisz – zaśmiał się. – Nie rozumiem, za co ty go tak nienawidzisz.
- Po prostu nie lubię piłki nożnej, piłkarzy. Mam swoje powody. Być może kiedyś uchylę panu rąbka tajemnicy, w co wątpię – wymusiła uśmiech i szybko zmieniła temat. – Nasza kancelaria reprezentuje ją, tak?
- Tak. A, byłbym zapomniał. Mam dla ciebie specjalną niespodziankę…
- Jaką? – zaciekawiła się.
- Jesteśmy zaproszeni na mecz ligowy Chelsea – Liverpool.
- W takim razie uprzejmie podziękuję, nie wybieram się.
- Oczywiście, że się wybierasz. Zajmujemy się kwestiami prawnymi klubu, więc to jest wskazane, abyśmy się tam pojawili.
- O której? – spytała zrezygnowana.
- Osiemnasta na Stamford Bridge, loża vipów. Wejściówkę odbierzesz ode mnie przed wyjściem z gabinetu – rzucił na odchodnym.
- Ta. Zajebiście zapowiada się ten dzień – mruknęła, logując się do skrzynki pocztowej.
***
Chcąc jakoś bezstresowo i szybko spędzić blisko te dwie godziny na stadionie, z ogromną niechęcią udała się do mieszkania. Tam tylko pośpiesznie się przebrała. Uznała, że obcisłe czarne rurki, fioletowy top, skórzana kurtka i koturny będą dobrym rozwiązaniem. Zrobiła tylko mocny makijaż, rozpuściła włosy i wyszła, trzaskając drzwiami.
Pomimo swojej wewnętrznej nienawiści do tego stadionu, zajęła miejsce w loży, częstowana alkoholem. Tuż po wyjściu na murawę mogła dokładnie zlustrować sylwetki wszystkich dwudziestu dwóch piłkarzy, wsłuchujących się w hymny swoich klubów. Jej wzrok spoczął na NIM. Stał pomiędzy kolegami z drużyny, z głową zadartą do góry. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wydawał się być obojętny na wszystko, co go otaczało. Wiedziała, że to niedopuszczalne, ale intrygował ją. Może nie tyle on sam, co sposób jego bycia.
Chelsea wygrała 2:1. Po zakończonym meczu przyszła pora na złożenie gratulacji od przedstawicieli każdego ze sponsorów i wszystkich zaproszonych gości.
- Czy musimy odstawiać też taki cyrk? Nie wystarczy, że pójdzie pan? – wywróciła oczami, spoglądając na Jeffersona.
- Skoro idziesz ze mną, to najwidoczniej nie. Nie marudź, bo robisz się zgryźliwa – przepuścił ją drzwiach, gdzie po chwili zaczęli pojawiać się piłkarze wychodzący z szatni.
Niechętnie podała rękę każdemu z nich, składając wymuszone gratulację, ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Pech chciał, że jako ostatni miał je odbierać Torres. A może celowa zagrywka?
- Gratuluję – niechętnie ścisnęła jego dłoń, spoglądając na niego obojętnie.
- Meczu czy tego, że rozpierdoliłaś mi małżeństwo? – nadal trzymał jej rękę w mocnym uścisku.
- Hmm, pomyślmy… Rozpierdolenia małżeństwa. Chyba dało to jakiś skutek, bo po kilku miesiącach strzeliłeś wreszcie pierwszego gola. Nie musisz mi dziękować – zaśmiała się ironicznie.
- Jeszcze zdążę ci podziękować, kochanie, nie martw się – uśmiechnął się niewinnie, muskając delikatnie jej dłoń.
***
Stanął przed drzwiami jej mieszkania. Zdobycie adresu nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Mógł mieć wszystko, czego tylko zapragnął. Ale nie ją. Nawet nie zapukał. Nacisnął klamkę, uchylając lekko drzwi. W przedpokoju panował mrok. Wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Ruszył w stronę światła, które zaprowadziło go prosto do salonu. Jednak nie zastał tam jej. Jego uszu dobiegł za to charakterystyczny dźwięk – szum wody. A więc brała prysznic. Tak więc usadowił się wygodnie na skórzanej kanapie. Na szklanym stoliku zauważył lampkę, a obok wino. Rozgościł się sam, nalewając sobie niewielką ilość. Upijał wino małymi łyczkami w oczekiwaniu na nią. W końcu usłyszał szczękot otwieranych drzwi, a chwilę po tym każdy jej krok, kiedy schodziła po schodach. Uśmiechnął się pod nosem.
- No nie! Co ty tutaj, kurwa, robisz?! – odparła oburzona, po chwili stając przed nim. – Nie masz dość problemów?
Wykrzywił wargi w sztucznym uśmiechu, mierząc ją wzrokiem. Miała na sobie luźną, ale krótką koszulkę. Mokre włosy opadały na jej ramiona, mocząc przy tym materiał ubrania. W jej oczach dostrzegł pewien błysk. Przybrał lekko pochyloną postawę, odstawiając lampkę z winem na miejsce.
- Złotko, byłem przekonany, że się ucieszysz – zaśmiał się. – Przyszedłem ci podziękować, a właściwie świętować z tobą mój rozwód. Męczyłem się tylko w tym małżeństwie, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny, że mi to uświadomiłaś – ciągnął swój wywód. – Poza tym w dalszym ciągu nie mogę odmówić sobie seksu z tobą, jesteś za dobra – opuszkiem palca wodził wzdłuż jej uda. – Nie lubię spędzać samotnie nocy.
- Trudno, będziesz musiał sobie tego odmówić i wypierdalać z mojego mieszkania w trybie natychmiastowym. A rozpierdolenie twojego małżeństwa było tylko taką przysługą. Zrobiłam to z przyjemnością – warknęła.
Spojrzała na niego przelotnie. Jego dotyk doprowadzał ją do szału. Nie dała jednak tego po sobie poznać, chociaż była pewna, że on jest o tym doskonale przekonany. Przecież jej rola już się skończyła. Przedstawienie zostało odegrane. Brawurowo odegrała swoją rolę i była z niej całkowicie zadowolona. Z drugiej strony jednak nie mogła mu ulec, chociaż chciała to zrobić. Chciała ponownie poczuć jego dotyk. Kochać się z nim po raz kolejny. Bez względu na konsekwencje. Z trudem przyjmowała do siebie myśl, iż ma do niego słabość. Słabość do mężczyzny, którego miała za totalnego śmiecia.
- Przecież wiem, że chcesz tego bardziej niż ja sam – poruszył znacząco brwiami, pociągając ją na swoje kolana.
Miał rację. Chciała go. Chciała mieć go wyłącznie dla siebie. Tu. Teraz. Przez całą noc.
_____________________________________
I znowu się rozchorowałam i znowu rozdział dodaję grubo po terminie, za co przepraszam. Po długich walkach z onetem w końcu przeniosłam bloga tutaj.
Postanowiłam, że nie będę przeciągała tego opowiadania. Będzie ono dość krótkie, ale na temat. Myślę, że dociągnę do 10 rozdziału i na tym skończy się ta historia ^^. Chyba wystarczająco.
Pozdrawiam ;-**
P.S. Z podziękowaniami dla IswedWolf za śliczny szablon <3.
uwielbiam Twojego bloga! uwielbiam Torresa w roli zimnego drania! uwielbiam ten rozdział! chyba zemsta Amber nie okazała się zbyt skuteczna. zamiast zaszkodzić piłkarzowi to pomogła mu zakończyć małżeństwo, w którym nie czuł się za dobrze. do tego Fernando może cały czas przebywać u dziewczyny nie myśląc o żonie. zaostrzyła się akcja. szkoda, że opowiadanie będzie miało tylko 10 rozdziałów. może dasz rade dopisać jeszcze kilka. a co do szablonu to nie ma za co. zrobiłam go z czystą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDokonała zemsty na Fernando, ale coś wątpię w to, żeby to był koniec ich znajomości. Sam ostatni fragment rozdziału na to nie wskazuje ;) W sumie nie można tego nazwać zemstą, bo Torres nie wygląda na jakoś szczególnie przybitego czy zasmuconego rozstaniem z Ollalą. Co więcej - raczej się z tego powodu cieszy, a zemsta nie polega na sprawianiu radości. ;d
OdpowiedzUsuńnie sądziłam, że Fernando aż tak ucieszy się z rozstania za swoją żoną. Chyba plan zaczyna trochę się komplikować, bo wydaje mi się, że Amber zaczyna lubić Torresa :D jestem ciekawa jak to wszystko się skończy ;d
OdpowiedzUsuńPiękny szablon, choć wcześniejszy też mi się podobał. Będzie ciężko skończyć to wszystko do dziesiątego odcinka, bo relacje Torres - Amber są zbyt napięte, zbyt oparte na kruchych podstawach, przynajmniej tak ja to odbieram. Szkoda mi trochę Ollali, bo przyłapać męża na zdradzie...Ufff, niezbyt wesoła perspektywa. Twoja bohaterka wydaje się taką klasyczną zimną suką, sorki za określenie, ale jeśli ktoś nie zna powodów jej działania, tak może ją określić. Czekam na odsłonięcie jej prawdziwej, wrażliwej strony:) Dzięki za komenty u mnie, jeśli będziesz chciała poinformować o nowości u siebie, proszę pisz już na nowy blog pokaz-mi-jak-wyglada-niebo.blogspot.com. Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że Olalla mnie zaskoczyła. Pozytywnie mnie zaskoczyła, bo sądziłam, że jednak mu wybaczy tą zdradę lub raczej powinno się powiedzieć: zdrady.
OdpowiedzUsuńNormalnie jestem z niej dumna, że postawiła się własnemu mężowi. Coś tak czuję, że ta sprawa rozwodowa może nie raz i nie dwa obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Przecież wiadomo nie od dziś, że zakochana kobieta, ba nawet zauroczona zrobi wszystko, żeby tylko uchronić swojego "ukochanego" przed złym werdyktem. A takie mam wrażenie względem Amber, która bądź co bądź nie umie się oprzeć Torresowi :D
Jestem bardzo ciekawa czy rzeczywiście jest aż tak bardzo uległa Fernandowi, czy może raczej ma silna wolę i powie mu: nie. Co swoją drogą byłoby urocze, bo ktoś by sprzeciwił się wielkiemu Fernando Torresowi :D
Kończąc cały czas intryguje mnie postać Amber. Jest niezwykle zagmatwaną bohaterką, która swoim urokiem da się lubić.
Czekam na nowy.
p.s.1. Przepraszam za komentarz nie na temat. Musisz mi ten jeden jedyny raz wybaczyć :)
p.s.2. Mogłabyś dodać zakładkę z bohaterami? Byłoby łatwiej zapamiętać imię czy nazwisko bohaterki, czy bohaterów.
p.s.3. Usuń antyspam, który jest wnerwiający!
Przedstawienie zakończone, ale główna bohaterka dalej trzyma się scenariusza? Więc może jednak nie wszystko było inscenizowane? Może część wyszła sama z siebie, bo tak właśnie miało być?
OdpowiedzUsuńTak byłoby dobrze, bo to zawsze lepsze niż zwykła zemsta.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]
Czyli jednak Olalla nie chciała mu wybaczyć i bardzo dobrze, bo Fer na to nie zasługuje.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze Amber będzie ją reprezentować w sądzie...to zapowiada się ciekawie.
Życzę weny i pozdrawiam ;*
uuu, Amber ma prezentować żonę Torresa? no to nieźle. Ciekawe jak się sprawa potoczy, czy Ollala ją oskarży o rozbicie jej małżeństwa czy jak?
OdpowiedzUsuńZapraszam na: http://uwierzmi.blogspot.com/
Sorry za spam.
Jeju brakowało mi nowego rozdziału prosto od Ciebie. To opowiadanie jest niesamowite.
OdpowiedzUsuńNo proszę proszę, Amber przyczyniła się do rozwodu Torresa, a teraz jeszcze ma być reprezentantką Olalli? Ciekawe co na to Hiszpanka. No i zresztą sam Torres, bo widzę, że zarówno ona jak i on powoli zaczynają tracić kontrolę nad tym co tam się rodzi między nimi.
Czekam na kolejny, mam nadzieję, że pojawi się on zdecydowanie szybciej niż ten i nie będziesz kazała nam czekać wieczność :)
Zapraszam również do mnie na nowość
Może, to dziwnie zabrzmi, ale ta dwójka pasuje do siebie jak ulał. Oboje są zimni, wyrachowani i podli. Oboje nie liczą się z uczuciami innych. Liczy się dla nich tylko czubek własnego nosa, a uczucia innych mają gdzieś. Nie pojmuje jak Nando mógł tak potraktować własną żonę. Skur...nad skurwysy... Mam nadzieję, ze oboje będą cierspieć, bo zasługują na to. Takim ludziom nie powinno być dane być szczęśliwym. Ja rozumiem, że Amber ma żal do Nando o śmierć brata, ale na miłośc boską zemstą może doprowadzić do jakiejś większej tragedi..
OdpowiedzUsuńStrasznie spodobało mi się to opowiadanie :))
OdpowiedzUsuńMożesz informować mnie na gg? Mój numer: 2744736
Zapraszam też na swoje blogi :
1. http://tiempo-para-todos.blogspot.com/
2. http://sentidio-comun-y-amor.blogspot.com/
3. http://el-tiempodira.blogspot.com/
Ps. Zaraz lecę czytać twój blog o Lewym ♥
Zapraszam na nowośc na www.20afellay.blogspot.com
OdpowiedzUsuńP.S. Sprobuje się przebic przez bloga o Lewym aczkolwiek nie jestem jego wielka fanka. Jednak lubie Twoj styl pisania :) Więc postaram się byc dzielna
Zapraszam na nowy rozdział na http://tiempo-para-todos.blogspot.com/ :)) Liczę na opinię, zawartą w komentarzu ;*
OdpowiedzUsuńOoo taaak, Torres ;3 Szkoda, że nie o Barcelonie, ale Hiszpan to Hiszpan, mam rację? Tymczasem zapraszam do mnie: http://idealna-katalonia.blogspot.com Pozdrawiam, Asia ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 5 rozdział na; http://sentidio-comun-y-amor.blogspot.com/ :) Liczę na opinię ;*
OdpowiedzUsuńniesamowity rozdział !!! najpierw ta akcja z rozwodem na początku, potem na tym meczu i w mieszkaniu amber SUUUPER.
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie <3 prosze informuj mnie o nowych rozdziałam a takze zaprasza do mnie :)
[stay--forever.blogspot.com]