10 listopada 2012

10. It solves everything.


     Czas mijał obojgu nie ubłagalnie. Czas, który mogli wykorzystać jeszcze lepiej, zdecydowanie lepiej. ale przecież wszystko miało być tak, właśnie tak. To życie napisało taki, a nie inny scenariusz. Dwójka zgorzkniałych, młodych ludzi, którzy dopiero pod swoim wzajemnym wpływem zrozumieli, czym jest istota miłości. Nie odegrali wymarzonych ról. Odegrali role, które zostały im podyktowane przez życie, role, których zagrać nie chcieli, nie planowali.
     Amber nie potrafiła tak po prostu zapomnieć. Nie potrafiła zapomnieć o wszystkim tym, co było i przejść nad tym do porządku codziennego. To byłoby zbyt proste, zbyt łatwe. Pomimo tego, że tak usilnie chciała dokonać w swoim życiu tak wiele pozytywnych zmian, nie mogła, nie umiała. On przecież był częścią jej planów. Nie potrafiła do końca wybaczyć. Tego, jaki był. Tego, jak się zachowywał. Tego, jak ją traktował. Na początku ich znajomości to ona zagrała nie fair, nie była idealna, wiedziała o tym. Uświadomiła to sobie po czasie. Minęło wiele czasu, żeby to zrozumiała. Zdała sobie sprawę, jak zgorzkniałą kobietą była, kiedy ciąża wkroczyła w jej życie. Nie miała możliwości, by naprawić swoje dawne błędy, ale chciała stać się lepszym człowiekiem, chciała odkupić swoje winy. Była podła, ale zmieniała się, małymi kroczkami dążyła do sensownego celu w swoim życiu. Dziecko stanowiło dla niej niepodzielny priorytet. Chciała, żeby on też był jej życiowym priorytetem, ale bała się. Obawy kłębiły się gdzieś wewnątrz jej, kiedy ona sama nie potrafiła podjąć rozsądnej decyzji. Chciała mieć go u swojego boku, czując jednocześnie, że nie jest jeszcze gotowa na życie z nim, nie teraz. To nie był jeszcze odpowiedni moment. Obiecywał jej przecież. Ale słowa to tylko puste obietnice. Nic nieznaczące ustne przekazy, poza którymi nie pozostaje nic, kompletnie nic.
     On chyba do końca nie potrafił uświadomić sobie swojego postępowania. Chciał być z nią, bo chciał jej szczęścia, bo zależało mu na nie, czy to, co siedziało głęboko w jego wnętrzu, było zwyczajnym poczuciem obowiązku i odpowiedzialności za nią i za dziecko? Nie wiedział. Tak naprawdę sam nie wiedział. Nie potrafił zmienić się w tak krótkim czasie, ale starał się. Jego celem było odzyskanie jej zaufania na nowo, co stanowiło dla niego coś ważnego. Pomimo tego, że był już ojcem, nie miał pewności, czy dorósł do tej roli po raz drugi. Kochał Norę, całym sercem, jednak nie wiedział, czy zdoła pokochać tak samo dziecko, które ona nosi pod sercem. Ich dziecko. Żył z myślą, że będzie dobrze. Ale nikt nie mógł poukładać za niego życia, w którym pełno było zamętu, niepewności i obaw – tak jak u niej.

***

     Gdy nadszedł moment rozwiązania, gdy wszystko się zaczęło, niby tak, jak być powinno, a jednak z odrobiną zaskoczenia, Fernando był przy niej, był przy Amber. Nie mógłby postąpić inaczej. Musiał tam być, by móc chociaż przez chwilę potrzymać ją za rękę, by mogła poczuć jego wsparcie. Chciał ją wspierać, chciał w pewien sposób ją odciążyć, chciał dać jej do zrozumienia, że nie jest sama, że ma jego. Nie był medykiem, a piłkarzem, jednak wiedział, że poród potrwa, że będzie musiał uzbroić się w cierpliwość i czekać na to, co będzie. Na zdrową córeczkę i na nią, na Amber, by mogli spróbować razem, by mogli zacząć coś nowego w życiu, które miało być wspólne, miało należeć do nich.
     Niecierpliwość mieszała się z lękiem, wywołując bezsilność, której nie mógł znieść. Trapiły go różne myśli, kiedy przechadzając się obok drzwi sali porodowej rozmyślał o wszystkim, o niej, o dziecku. W najmniej oczekiwanym momencie dało się słyszeć przeraźliwy krzyk, pomieszany z piskiem aparatury, a w pomieszczeniu zapanował wszechogarniający chaos i ruch. Z trudem przełknął ślinę, kiedy apogeum jego nerwowości osiągnęło szczyt. Denerwował się. Przerażenie i obawa wzrastały w nim równomiernie i jednocześnie. Najgorsze było to, że nie mógł być tam, razem z nią, że nie mógł zrobić nic, kompletnie nic, a tylko czekać, czekać na to, co wydarzy się kilka minut. Usłyszał płacz. Cichutkie pochlipywanie, które po kilku sekundach przerodziło się w paniczny płacz. Poderwało go to do trzeźwego myślenia. Próbował wyobrazić sobie tą sytuację na wiele różnych sposobów, jednak mimo to na jego twarz wypełznął lekki uśmiech. mógł usłyszeć płacz dziecka, jego córki, ich córki. Wszystko to zostało zagłuszone nieprzyjemnym wyciem aparatury, tym razem bardziej złowrogie, bardziej przeraźliwe. Wychodził z siebie, jednak wiedział, że musi się opanować.
     Z sali wyszedł lekarz, ubrany w biały kitel, w asyście pielęgniarki położnej.
- Pan Fernando Torres? – zaczął, podchodząc nieco bliżej.
    Skinął tylko twierdząco głową, czując niebywałą niemoc, na wydobycie z siebie jakiegokolwiek słowa. Ogarnęły go złe przeczucia. Czuł się oszukany.
- Gratuluję, ma pan śliczną, zdrową córeczkę, ale jest coś, o czym powinien pan wiedzieć… - zawiesił na moment głos, wzdychając ciężko. Jako lekarz musiał przekazać mu to, czego prawdopodobnie się teraz domyślał. Chciał zrobić to najdelikatniej, wydając wyrok, który już zapadł. – Amber była naprawdę silną kobietą, ale to hemofilia okazała się być tą silniejszą od niej. Przez całą ciążę robiłem wszystko, co w mojej mocy, by doprowadzić ją do szczęśliwego porodu, aby uratować ją dzisiaj. Tak bardzo mi przykro, że nie potrafiłem temu sprostać. Pacjentka zmarła o 19.23, 14 listopada – odparł alegorycznym tonem głosu, spuszczając głowę, by po chwili oddalić się.
- Przed porodem pańska żona poprosiła, żebym powierzyła to panu. Proszę przyjąć moje kondolencje – kobieta w średnim wieku wręczyła mu białą kopertę, kładąc dłoń na jego ramieniu. Jej wzrok wyrażał jak największe współczucie i smutek.
     Ścisnął skrawek papieru, osuwając się po ścianie, uderzając pięścią w podłogę. Żal, gorycz i wściekłość mieszały się w nim z niedowierzaniem. Był silny, był pewny siebie, ale to prysło, jak bańka mydlana. On też miał swoje słabości. Zacisnął powieki, z których pociekły drobne krople łez. Ciekły strużkami po jego bladych policzkach. Wydał z siebie przeraźliwy krzyk, pomieszany z jękiem rozpaczy i złości. Ona była silna. Ona musiała wygrać. Mieli jeszcze tak wiele do wyjaśnienia. Musieli ‘naprawić’ swoje życie. Ambitne plany szlag trafił. Nie miał już niczego. Ani jej, ani perspektywy poukładanego życia rodzinnego u jej boku. Została mu jedynie istotka, o której właśnie pomyślał. Jedyna pamiątka po niej.

Fernando!
Wiem, że nie tak miało wyglądać nasze życie, a właściwie nie nasze wspólne, bo do takiego chyba jeszcze nie dorośliśmy. Może z czasem bylibyśmy zdolni jednak do tego, by dać sobie szansę, by zrozumieć, jak wiele znaczymy dla siebie nawzajem. Nie mam do Ciebie żalu. Nie żałuję naszej znajomości, ani tego, jak się zaczęła. Byłeś zbyt pewny siebie, ale to dzięki Tobie zrozumiałam, kim tak naprawdę byłam, a przede wszystkim jaka byłam. A wiesz dlaczego taka byłam? Przez cały ten czas nie zdawałeś sobie sprawy, dlaczego na początku pałałam do Ciebie tak szeroko niepojęta nienawiścią. Chciałam Ci powiedzieć, jednak nie zdążyłam. Myślę, że powinieneś wiedzieć.
Mecz derbowy pomiędzy Liverpoolem a Chelsea, pamiętasz? Pamiętasz, jak wiele oburzenie wywołało Twoje zachowanie wobec drużyny przeciwników? Jak na trybunach nawiązały grupowe bójki, spowodowane wszechogarniającą złością wszystkich kibiców The Blues? Zapewne słyszałeś o siedemnastolatku, który został pobity przez ludzi, którzy nie czuli żadnego respektu, stając w Twojej obronie, kiedy Dylan walczył o honor Chelsea. Dylan James Mitterrand. Mój młodszy brat, tak, brat. Byłam tam z nim. Umierał na moich oczach, a ja czułam się bezsilna, bo nie mogłam zrobić nic, zupełnie nić, prócz patrzenia na to, jak z każdą chwilą staje się coraz bardziej słabszy. Przez cały ten czas za jego śmierć obwiniałam Ciebie i tylko Ciebie. Uważałam za mordercę. Poprzysięgłam zemstę na Hiszpanie, który w pewien sposób przyczynił się do śmierci najważniejszej osoby w moim życiu. Niewinny flirt i romans były idealnym planem i zagrywką z mojej strony, które miały doprowadzić do zniszczenia Ciebie, Twojej rodziny, Twojego małżeństwa, co po części udało mi się.
Potem stało się coś, czego oboje nie byliśmy w stanie przewidzieć. Dwójka zgorzkniałych, aroganckich osób zbliżyła się do siebie. Zaczęło zależeć im na sobie wzajemnie. Przez dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem naszą córeczkę i chcę, żebyś wiedział jedno – to był najwspanialszy okres mojego niezbyt udanego życia. Dzięki Tobie mogłam cieszyć się świadomością, że do końca nie jestem sama. Nie wiem, jak będzie wyglądało teraz Twoje życie, ale jestem przepełniona głęboką nadzieją, że zapewnisz naszemu maleństwu tyle miłości, ile w stanie zapewnić jest kochający ojciec. Wiem, że masz już Norę, ale proszę Cię o tak niewiele. Zaopiekuj się nią. Zaopiekuj się naszą córeczką, kiedy ja nie będę mogła tego zrobić. Może i dla mnie znajdziesz odrobinę miejsca w swoim sercu? Może nie byłbyś idealnym mężczyzną u boku, ale zdążyłam Cię pokochać. Nie wiem tak naprawdę, za co, ale tak właśnie jest. Pokochałam mężczyznę, którego serce przepełnione było lodem. Lodem, który zaczął powoli topnieć. Jesteś silny. Wiem, że sobie poradzisz. Kto, jak nie Ty? Nie będzie mnie przy Tobie, kiedy owoc naszego obłędnie nietypowego uczucia będzie dorastał, uśmiechał się, cieszył i przeżywał, co napełnia nie potwornym bólem, ale wiedz, że możesz czuć moją obecność, nie ciałem, a duchem.

Amber.

     Poczuł, jak jego serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Pożałował, że właśnie teraz dowiedział się, dlaczego żywiła do niego tak wielką urazę, czego on nie mógł zrozumieć. Ukrył twarz w dłoniach, zdając sobie sprawę ze swojej beznadziejności. Pamiętał to, pamiętał wszystko, ale nigdy do tego nie wracał. Mieli sobie do wyjaśnienia tak wiele, a ona nie zdążyła powiedzieć mu tego, co najważniejsze, wyrzucić bólu, który tkwił w jej wnętrzu. Gdyby chociaż mógł zatrzymać czas o kilka dni, nie tak dawno zbędnych, a w tym momencie tak bardzo mu potrzebnych. Odeszła od niego pozostawiając go z poczuciem winy i w stanie rozpaczy. Niegdyś pewny siebie Fernando Torres, dziś człowiek, którego życie zostało pozbawione jakiegokolwiek sensu. 


_______________________________________


Teoretycznie dobiłam do końca. Zostaje jeszcze epilog. Wszelkie podziękowania i inne tym podobne zostawiam sobie na ostatni odcinek, bo dodając ostatni rozdział, nie mówię ostatniego słowa. 
Nie wiem, co sądzicie o historii Amber i Fernando, ale ja, pisząc ten rozdział miałam łzy w oczach. Zrobiło mi się żal zarówno jej, jak i jego, który przez cały czas był podłym człowiekiem. Wiedziałam, jak będzie wyglądał koniec tej 10-odcinkowej 'noweli', a i tak zbiera mi się na płacz, publikując ten rozdział. Weźmiecie mnie za odmienną. Nie. Sama nie wiem, czy było to wzruszenie, czy współczucie dla bohaterów, ale nie sądziłam, że rozstanie z tym opowiadaniem przyjdzie mi z większym trudem, niż zakładałam. 
Pozostaje mi jeszcze epilog, który będzie uwieńczeniem tego wszystkiego. Przyjdzie też czas na podziękowania przede wszystkim dla Was. Nie żegnam się jeszcze ostatecznie, bo to nie koniec.
Pozdrawiam ;*

15 komentarzy:

  1. ja do teraz mam łzy w oczach jak to czytałam...
    Amber nie żyje?Torres zostaje z dzieciątkiem?
    ehh, brakuje mi słów żeby to opisać...
    odcinek piękny ale smutny :C
    czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne opowiadanie. Od początku ujęła mnie ta historia. Zakończenie idealne. Amber i Fernando wyrządzili sobie i Olalli wiele złego a związek budowany na gruzach poprzedniego,nigdy nie będzie trwały i szczęśliwy. Czekam na epilog :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy przeczytałam: Była silną kobietą, miałam już łzy w oczach! Potem spływały już tylko po policzkach!
    Nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale było idealne! Cudnie to wszystko ubrałaś w słowa!
    Czekam na epilog! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej. W sumie dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam łzy w oczach.
    Szkoda, że tak szybko się to opowiadanie kończy, polubiłam je. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, myślałam, że będą razem, czy coś. A tu tak!
    No nic, czekam jeszcze na epilog.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem w totalnym szoku! ten rozdział jest wspaniały. nie tylko Ty, moja droga, uroniłaś łzy czytając. spodziewałam się wszystkiego, ale nie śmierci Amber. szkoda mi jej, ponieważ zmieniła się dla małej córeczki i była zdolna do założenia rodziny z Fernando. wiadomo, że od razu nie byłby to mocno uczuciowy związek, lecz na pewno odpowiedni dla wychowania malutkiej. można tylko przypuszczać, że byłaby dobrą matką. widać, że podczas ciąży pokochała swoje dziecko i chciała je wychować bez względu na to, kim jest jego ojciec. kolejną osobą, którą mocno skrzywdziłaś w tym opowiadaniu to Torres. facet, który w jednym momencie stał się nikim. list od Amber przywołał wspomnienia meczu, w którym zrobił coś nie dobrego. do tego stracił ukochaną osobę. no cóż. na pewno to w jakimś stopniu odbije się na jego psychice. mam tylko nadzieję, że będzie na tyle silny, aby spełnić prośbę Amber. wychowa ich córeczkę, pokochają tak mocno, jak Norę. chyba stać go na takie poświęcenie. tym bardziej, że jest to winien Amber. jestem ciekawa, o czym będzie epilog. czekam na niego z niecierpliwością!
    pozdrawiam!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. ojeeeju ... popłakałam się :( nie spodziewałam się takiego zakończenia a przynajmniej nie chciałam się spodziewać ... Nie wiem czemu , może po prostu nie lubię smutnych zakończeń , utożsamiam się z osobą , bohaterem i jest mi potem jakoś tak źle a kiedy zaczynam następne to jest jak jakieś nowe życie ...

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie nn
    http://national-mannschaft-story.blogspot.com/2012/11/9-laura.html
    Zapraszam do komentowania

    OdpowiedzUsuń
  8. Siedzę nad klawiaturą i nie wiem, od czego zacząć ten komentarz. Przede wszystkim jest mi żal. Zal Amber, że nie zobaczy, jak jej córka rośnie, nie poczuje, jak to jest być naprawdę kochaną, nie przeżyje reszty swojego życia tak, jak by na pewno chciała. Żal jej córeczki, która nigdy nie pozna matki...
    Żal też Torresa, zadufanego w sobie, idącego przez życie i biorącego z niego wszystko, czego tylko sobie zażyczy, a teraz postawionego przez los w sytuacji, kiedy musi w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje czyny...
    Ja wiem, że to tylko literacka fikcja, że coś takiego nie zdarzyło się w rzeczywistości, ale kiedy czytam jakieś opowiadanie, staram się wyobrazić sobie, że to mogło się zdarzyć. Że gdzieś na świecie żyje para ludzi, którzy potrafią zrobić sobie z życia taki rollercoaster, jak Fer i Amber...
    Żal mi również, że to opowiadanie dobiega końca. Dziękuję Ci za zabranie nas w świat Amber, choć nieidealny, przepełniony nienawiścią, chęcią zemsty, to jednak przecież taki ludzki i życiowy. Dziękuję za ukazanie tylu emocji, jakich na pewno nie brakowało, a które dotykały samego serca. I mam nadzieję, że dla Ciebie pisanie tych rozdziałów było taką samą przyjemnością, jak dla mnie i, myślę, reszty czytelniczek, czytanie ich. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny rozdzial :> jak to nie zyje? Przeciez to nie tak mialo wygladac. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę potrwało zanim stworzyłam ten komentarz. Byłam w totalnym szoku. Jak mogłaś to zrobić i ją uśmiercić? No nic postawiłaś Torresa w dość ciężkiej i podbramkowej sytuacji. Jeszcze na korytarzu zanim dowiedział się, że urodziła się mała zastanawiał się przecież czy będzie w stanie ją pokochać jak Norę, a tu proszę.... Jest do tego zmuszony.
    Będzie mi zdecydowanie brakowało tego opowiadania. Uwielbiam styl w jakim pisałaś to opowiadanie. Pocieszające jest to, że nie odchodzisz już na zawsze. Emocje jakie przekazałaś w tym opowiadaniu są niesamowite. No nic, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci weny odnośnie pozostałych opowiadań i czekam na ten epilog, bo jestem niesamowicie ciekawa jak jeszcze mozesz skomplikować życie Torresa.
    Pozdrawiam:*


    P.S. Odnośnie tego co pisałaś u mnie - Cesc potwierdził ciąże....

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś czułam, że możesz nam właśnie zrobić coś takiego. Taką "niespodziankę"...
    Kurczę, nigdy nie przepadałam jakoś specjalnie z Amber. Rozumiałam jej ból po stracie brata, ale mimo wszystko, strasznie irytował mnie jej charakter. Ta chęć zemsty za wszelką cenę na człowieku, który przecież nie miał o niczym bladego pojęcia, ta jej niepojęta arogancja, która jest wręcz niemożliwa do osiągnięcia dla normalnego człowieka. Ale potem nastąpiła ta metamorfoza i zaczęłam ją naprawdę lubić, a nawet zaczęłam jej żałować. Byłam strasznie szczęśliwa, kiedy Torres też postanowił się zmienić, kiedy dali sobie nawzajem szansę. I kiedy ja zaczęłam ją lubić, cieszyć się jej szczęściem - Ty mi ją zabiłaś. xD Nie wiem, jak mam Ci to wybaczyć, ale lubię Cię na tyle, że jednak Ci wybaczę. xD
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej, i co ja mam kurde teraz napisać? Jak mam wyrazić swoją opinię skoro jestem w taki szoku, że nie wiem, co powiedzieć.
    Chodź nie ukrywam, że czułam iż Amber może umrzeć, to niemniej jednak jest to dla mnie szok. Amber nie zasługiwała na to, by odejść. Przecież mogłą podziwiać swoją córeczkę, a tak to pewnie nawet nie wzięła ją na ręce i nie przytuliła do siebie. Los bywa okrutny, momentami bardzo okrutny. Mała także nie pozna swojej mamy. Wychowa się bez matki, ale mam nadzieję, że Nando wychowa ją na wspaniałą kobietę.
    Amber się zmieniła, może na koniec nie była nie wiadomo jak idealna, ale pzreszła zmianę i to się liczy. Bo przecież każdy z nas zasługuje na drugą szansę, bo nie ma ludzi kryształowych czy idealnych.
    Szkoda, że Amber z dzieckiem i Nando nie mogli się nacieszyć sobą, ale cóż takie właśnie jest życie.
    Niesprawiedliwe.

    OdpowiedzUsuń
  13. nowy , trochę tragiczny na http://stories-bynikaaaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy na floris-i-ja.blogspot.com.Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam i jestem pod wrażeniem! Jestem w szoku! szczególnie po tym rozdziale ! Amber nie zasługiwała, na to co ją spotkało. Czekam na nowy!
    Wpadaj do mnie:http://the-lines-of-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń