Minął tydzień,
kiedy niechybnie spotkała go w centrum handlowym, chcąc, aby zniknął z jej
życia raz i na zawsze, choć z drugiej strony tak usilnie potrzebowała jego
bliskości, jego obecności. Nieustannie gnębiła ją myśl, jakim byłby ojcem,
jednocześnie, kiedy wmawiała sobie, że on nie będzie jej już potrzebny, że sama
wychowa córeczkę, zapewniając jej dużo ciepła i miłości, czego nie otrzymała od
rodziców. Może dlatego była tak podła i tak zgorzkniała? Bardzo prawdopodobne. Odczuwała
silną potrzebę rozmowy z nim, jednak widząc go chociażby oczyma wyobraźni
popadała w popłoch, jak sarna tropiona przez myśliwego, uciekała w popłochu,
biegła przed siebie, nie rozpamiętując tego, co było. Przecież zaprzysięgła
sobie, że nigdy się nie zakocha. Miłość nie była jej do niczego potrzebna,
miała jej nie być potrzebna. Dlaczego padło na tego człowieka? Przecież w
Londynie jest tylu mężczyzn, którymi niegdyś gardziła, a którzy w zestawieniu z
Fernando Torresem deklasowali go klasą, ale nie stylem bycia, co zaimponowało
jej najmocniej. Wyrachowany, podły, pewny siebie – dawna ona. Dawna. Zmieniła się, nie diametralnie,
ale zauważalnie. Ciąża nauczyła ją w pewnym sensie pokory i szacunku dla
drugiego człowieka. Amber Mitterrand czuła się nieswojo z myślą, że pokochała
Fernando Torresa. Pokochała ciężki charakter. Pokochała mężczyznę, bez
skrupułów. Mężczyznę, którego tak bardzo pragnęła u swego boku, a zarazem
nienawidziła. Nigdy nie przypuszczała, że znajdzie w sytuacji, kiedy straci
poczucie wartości własnych uczuć, kłębiących się w jej wnętrzu, stykających się
z jego bezpruderyjną obojętnością.
mocno
przytul mnie,
niech
Twa obojętność jak lód skruszy się,
tyle
serc złamałam, tyle było łez,
będę
zawsze blisko i nie poddam się
~*~
Nie potrafiła
sprecyzować tego, co nią kierowało w momencie, kiedy zdecydowała się, ot tak,
bez zbędnych obowiązków czy – jak dotąd – zawodowej presji, pójść na mecz
stołecznej drużyny. W momencie, kiedy zajmowała dogodne miejsce, na jednej z
trybun, przeznaczonych dla kibiców gospodarzy, nadal nie wiedziała, czym tak
naprawdę spowodowana jest jej obecność w tym miejscu. Miejscu, które omijała
szerokim łukiem. Miejscu, którego szczerze nienawidziła. Miejscu, gdzie zginął
jej ukochany brat. Miejscu, którego nie chciała pamiętać. Nie obawiała się ‘nawrotu’
myśli pamiętnych wydarzeń sprzed kilku lat. Starała się wyrzucić z pamięci
krwawe zamieszki, ale nie brata. On zawsze zajmował miejsce w jej sercu i tak
miało pozostać. Czy koniecznie musiała się tutaj zjawić? Nie. Sam mecz nie był
dla niej wydarzeniem najistotniejszym. Ona chciała nacieszyć oczy widokiem jego
ciała. Biegającego, uśmiechającego się, faulowanego, faulującego, z grymasem
bólu na twarzy, oddającego strzał na bramkę, szczęśliwego, rozzłoszczonego… Nie
było dla niej rzeczą ważną, w jakim nastroju będzie tego popołudnia, liczył się
fakt, że będzie mogła go oglądać bezpardonowo przez najbliższe dziewięćdziesiąt
minut. Jakaś niewytłumaczalna siła przyciągnęła ją tutaj, by mogła nasycić się
nim całym. Mogła chociaż tyle, aż tyle. Przyszła tutaj specjalnie dla niego,
specjalnie dla Fernando Torresa, człowieka, przyciągającego ją niczym magnes,
bez względu na to, gdzie się pojawiał.
***
Wraz z całą
drużyną, niesiony chęcią walki i zwycięstwa, wkroczył na zieloną, świeżo
skoszoną murawę, w stanie głębokiego skupienia. Zmarszczył brwi, wsłuchując się
w hymn klubu, którego barwy reprezentował. Podniosła atmosfera motywowała go do
zaprezentowania swoich umiejętności z jak najlepszej strony. Z momentem
pierwszego gwizdka wyciszył się emocjonalnie, tymczasowo zapominając o
wydarzeniach ostatnich dni, tym samym skupiając się tylko i wyłącznie na grze. Chciał
pokazać swoją klasę, swoją prawdziwą wartość. Nawet po strzelonym golu nie
towarzyszyła mu ta adrenalina – w pozytywnym jej słowa znaczeniu i ogromna
euforia. W takich chwilach, zawsze, automatycznie spoglądał na trybunę, gdzie
siedziała niegdyś jego żona, posyłając jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.
To spotkanie było inne. Inne w najdziwniejszym tego słowa znaczeniu. Przede wszystkim
czuł się wyjątkowo dziwnie, jakby bacznie obserwowany. Przypuszczał, że to
tylko wytwór jego wyobraźni, że to ona płata mu niezrozumiałe dla niego figle. Zszedł
z murawy z dziwnym przeczuciem. Z przeczuciem, że właśnie tego wieczoru w jego
życiu coś się zmieni pod wpływem chwili, pod wpływem uczucia spontaniczności.
***
Tuż po ostatnim
gwizdku sędziego, kończącym mecz pomiędzy Chelsea a Arsenalem, jakby w popłochu
na samą myśl o czysto przypadkowym spotkaniu z nim, jak najszybciej udała się
do wyjścia. Dla wielu widok kobiety z widocznie zaokrąglonym brzuszkiem na
stadionie nie był widokiem codziennym, wywołującym lekkie zdziwienie. Nie obchodziło
ją to, co w tym momencie myśleli o niej inni. Nigdy tak naprawdę nie zaprzątała
sobie głowy opinią innych. Miała to gdzieś. Żyła swoim żuciem i tego się
trzymała. Zaciągnęła się świeżym, lekko chłodnym, typowo angielskim powietrzem,
kiedy wreszcie udało jej się znaleźć na zewnątrz. Wsunęła dłonie do kieszeni
bluzy, gładząc delikatnie swój brzuszek. Na jej twarzy zagościł słodki uśmiech.
Chciała z optymizmem patrzeć na przyszłość. Wiedziała, że ta przyszłość będzie
niepewna. Wiedziała, że urodzi dziecko, ale nie wiedziała, co będzie z nią
samą. Bała się. Nie raz miewała niemądre myśli i przemyślenia odnośnie życia,
ale przecież nie brała ich na poważnie. Człowiek zaczyna doceniać życie, kiedy
staje w obliczu jakiegoś zagrożenia. I tak było z Amber. Odnosiła takie
wrażenie. Może gdyby nie to, że on pojawił się w jej życiu, nie byłoby tego wszystkiego,
tego chaosu? Chociaż nie żałowała. Nie żałowała, bo zrozumiała, jaka była,
starała się zmieniać swoje postępowanie, bo pewnie teraz nadal byłaby tą
zgorzkniałą, przyszłą panią prawnik, nie znającą żadnych skrupułów. Nie
żałowała też ciąży. Dzięki swojej maleńkiej córeczce zrozumiała, że jest w
życiu coś ważniejszego niż żądza zemsty czy pogarda i nienawiść.
***
Ciemne uliczki
miejskiego parku, słuchawki w uszach i samotność. Spacer po parku, każdego wieczoru
po rozegranym meczu od niedawna stał się jego rytuałem. Muzyka pozwalała mu się
rozluźnić, w pewnym sensie zdjąć ciążącą na nim meczową presję. Zawsze tak
robił. Dogłębnie analizował wszystkie elementy swojej gry, zastanawiając się,
czy coś poszło nie tak, a jeśli tak się zdarzyło, szukał rozwiązania na
doskonalenie się. Ostatnimi dniami to nie gra, ani piłka nożna zajmowały jego
myśli – poświęcone wyłącznie Amber. Wiedział, że to wszystko zabrnęło stanowczo
za daleko, że sytuacja pomiędzy nimi stawała się coraz bardziej napięta. Nie chciał
odpuścić, a zarazem nie chciał jej skrzywdzić po raz drugi. Tak, on, największy
cynik tego świata nie chciał już krzywdzić kobiety, na której zaczęło mu
zależeć, kobiety noszącej pod sercem jego dziecko.
Odgarnął z głowy
kaptur ciemnej bluzy, który przysłaniał jego twarz. Prostując się nieco, mógł
wyraźniej dostrzec kobiecą sylwetkę, którą bez wątpienia rozpoznałby wszędzie. Nie
spodobało mu się, że spaceruje sama o tak późnej porze po parku, który był
miejscem wyjątkowo niebezpiecznym. Poczuł gdzieś w głębi duszy dziwny lęk, a
zarazem ogromną chęć zaopiekowania się nią. Chciał to zrobić, szczerze, sam z
siebie.
***
Nie miała
pomysłu, co zrobić ze sobą samą. Błąkała się bez celu po pobliskim parku,
zaciągając przy tym świeżym powietrzem. Nie zaważała na późną porę, ani
obecność jedynie siebie samej. Poczuła nagłe przerażenie połączone z odczuciem,
że nie będzie do końca w stanie ułożyć swojego życia tak, jakby sobie tego
życzyła. Męczyło ją ciągłe nie wiem. Tak
bardzo chciała być czegoś pewna w swoim życiu. Czy prosiła o tak wiele? Najwidoczniej,
bo życie jej nie oszczędzało – zasłużyła na to.
Czując obcą dłoń
na swoim ramieniu zadrżała niebezpiecznie, obracając się gwałtownie w przeciwną
stronę. Fatum. W momencie, kiedy
najmniej się tego spodziewa, staje z nim oko w oko. Pojawia się tak nagle, nie
wiadomo skąd. Nie zareagowała, wpatrując się w niego z lekko rozchylonymi ze
zdziwienia ustami.
- Amber… - ujął jej bladą twarz w swoją dłonie.
W tym momencie
wydawała mu się taka krucha, taka słaba, taka delikatna. Niewinna, a zarazem
przerażona. Nie chciał być myśliwym, nie chciał jej więcej płoszyć. Nie potrafił
się powstrzymać od tego, by nie dotknąć swoimi ustami jej pełnych, chłodnych
warg, czemu nawet się nie opierała. Potrzebowała go, jednocześnie zdając sobie
sprawę, że to jest irracjonalne.
- Zostaw mnie, proszę… - odsunęła się od niego
niespodziewanie. – Daj mi spokój, żyj swoim życiem. Nie powinno cię być w moim
życiu.
- Masz rację, wiem, co o mnie myślisz. Cofając się wstecz
popełniliśmy wiele błędów – wszedł jej w słowo. – Nie wiem, w którym momencie,
ale myślę o tym dość często. Te miesiące, jakie spędziliśmy razem, spotykając się
ze sobą, nie były najlepszym początkiem. Nie powinniśmy tak tego kończyć. Ta sytuacja
jest trudna tak samo dla ciebie, jak i dla mnie, widzę to. W tym czasie
zrobiłem i nadal robię wiele głupich rzeczy, tak jak to, co powiedziałem ci,
kiedy dowiedziałem się o dziecku – zrobił krok w jej stronę.
- Twoje myślenie w tych kategoriach nie jest dobre. Dziecko
nie jest niczemu winne, wiemy o tym, ono jest najważniejsze, przynajmniej dla
mnie. My nie powinniśmy… - z trudem zaczerpnęła powietrza, w duchu nie mając
zamiaru odmówić sonie jego obecności.
- Ja zdaję sobie sprawę, że to, co robiłem to tej pory było
nieodpowiedzialne i takie głupie. Ale Amber… nie możemy dłużej zachowywać się
jak obcy sobie ludzie, jaki to ma sens? Ostatnimi tygodniami nie zastanawiałem
się nad niczym innym tylko nad tym, by móc się zaopiekować tobą i… naszą córką –
opuszkiem palca pogładził delikatnie jej policzek.
- Dręczą cię wyrzuty sumienia czy jesteś aż tak słaby? Nie chcę
litości, nie potrzebuję jej, potrzebuję kogoś, bo nie potrafię bronić się przed
tym wszystkim…
- Pewnie jestem słaby, ale zdałem sobie sprawę, że życie bez
ciebie jest takie szare i pozbawione sensu, Mitterrand. Chcę, żebyś mi je
ubarwiała – uśmiechnął się.
Czuła się niczym
sparaliżowana, nie będąc w stanie powiedzieć niczego racjonalnego. Zadrżała,
kiedy położył dłoń na jej okrągłym brzuszku, miejscu, gdzie spoczywał i
rozwijał się ich potomek. Przymknęła powieki, nie licząc upływającego czasu. Była
tylko ona i on, nic poza tym. Zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc jego
reakcję – uklęknął, wtulając twarz w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą
trzymał swoją dłoń. Poczuł się doskonale, lepiej, o wiele lepiej. Wyrzucił z
siebie wszystko to, co kłębiło się w nim już od dawna. Brakowało mu jej. Jej obecności,
dotyku, jej słodkiego zapachu, w którym się zatracał. Oboje próbowali napawać
się wzajemnie swoją obecnością, nie wiedząc, co dalej. Nie mieli pojęcia, jak
będzie wyglądał dzień jutrzejszy, a jak będzie wyglądało życie obojga za tydzień,
za miesiąc. Ten błogi stan mógł trwać wiecznie. Pragnęli napawać się sobą. Potrafiłaby
zaoferować mu wszystko to, co najcenniejsze, byle trwał u jej boku i zapewnił
jej poczucie bezpieczeństwa. To nie oznaczało niczego, nie oznaczało rewolucji.
Chciała, żeby było dobrze. Tak bardzo tego chciała. Pierwszy raz w życiu
pomyślała, że wszystko będzie dobrze.
__________________________________________
Marudziłyście, że ósemka była krótka, więc mam nadzieję, że z długości tego rozdziału będziecie zadowolone :D. Przyznam, że przeszłam sama siebie, zwłaszcza, jeśli chodzi o końcówkę - ale nie sugerujcie się nią, uprzedzam. Przed nami jeszcze jeden rozdział i epilog, więc zmienić się może wiele albo nic. Myślę, że potrzymam was w niepewności do samego epilogu.
Pozdrawiam <3.
Ha! Jestem pierwsza! :)
OdpowiedzUsuńZarówno Ferdek jak i Amber zmienili się, może nie diametralnie ale widocznie. Jak będą razem będzie dobrze, jeśli się rozstaną to widać twórczyni tak chciała. Czekam na epilog :)
Pozdrawiam niezmiennie.
No ja liczę na wielki happy end! Faktycznie, potwierdzam, że super opisane ; )
OdpowiedzUsuńAmber i Fernando powinni stworzyć rodzinę dla tego małego dzieciątka i po części dla Nory.
Jak to mówią, próba nie strzelba, więc mogą spróbować pobyć ze sobą.
Czekam na więcej ; )
Jak dla mnie Amber przeszła NIESAMOWITĄ zmianę. Może jeszcze momantami jest zimna i odpycha od siebie ludzi, ale jest teraz inna niż była wcześniej. Zmieniła się i podziwiam ją. Kiedyś liczyło się dla niej tylko jej własnego ego, a teraz najważniejsze jest dla niej szczęście jej dziecka, które mam nadzieję urodzi się zdrowe i , że ty mu nic nie zrobisz. Tak samo jak Amber. Myślę, że przełamanie u niej nastąpiło w momencie kiedy poszła na mecz. To nie było dla niej łatwe, ale się przełamała i za to ją podziwiam.
OdpowiedzUsuńNando też się zmienił, dojrzał w tak krótkim czasie. Dojrzał szybciej przy Amber niż przy żonie przy której był przez tyle lat. Paradoks. Szybciej zmienił się przy kobiecie z która przez większość czasu kłaczył go tylko sex.
Mam nadzieję, że to jest zmiana na lepsze. I na zawsze. A nie na chwilę.
Czekam na kolejny:*
swietny rozdzial :> no wiec. . oboje sie zmienili i to widac. mam tylko nadzieje ze wszystko sie ulozy i bedzie dobrze:> pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO matko jeszcze tylko jeden rozdział i epilog?!?! Amber diametralnie się zmieniła, Nando także. Końcówka notki wspaniała, po prostu brak mi słów... Mam nadzieje że te zmiany są już na dobre i nic więcej się nie zmieni..;]
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i zachęcam do komentowania :**
jeden rozdział i epilog? jak tak można? :C
OdpowiedzUsuńale odcinek boski, to wyznanie Torresa, ahh. *.*
oczarowałaś mnie ^^
czekam na nowość :**
muszę przyznać, że rozdział jest niesamowity. Twoje opisy są obłędny. wspaniale ukazujesz emocje głównych bohaterów. zacznę od Amber. to już inna kobieta. dojrzała, odpowiedzialna za siebie oraz dziecko. podoba mi się nowa Mitterrand, choć czasami brak mi jej oschłej postawy i ciętego języka, który ją charakteryzował. na początku była zbyt zimna na miłość. po prostu jestem zaskoczona, że jej serce jest zdolne do miłości. i to jeszcze do takiego faceta, jak Torres. no właśnie Fernando! on to już w ogóle stał się inny. trudno jest mi pojąć, że z takiego perfidnego chama przemienił się w mężczyznę, który wreszcie zaczął poważnie myśleć o swoim życiu. jakoś nie mogę uwierzyć w jego przeobrażenie w odpowiedzialnego tatuśka i perfekcyjnego partnera. nie wiem, dlaczego. według mnie Amber powinna z nim wiązać swojej przyszłości. ona chyba najlepiej go zna i wie, do czego jest zdolny. tylko, jak nie zaufać osobie, którą się kocha?
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na 10! :)
pozdrawiam!!! :*
Bardzo mi się podoba, szczególnie fragment, że jest tak dużo "nie wiem" w życiu Amber. Chyba każdy z nas ma ten problem...
OdpowiedzUsuńAle faktycznie, jestem bardzo zadowolona z długości i jakości tego rozdziału. Nie próbuję nawet zgadywać, co będzie dalej. Po doświadczeniach z Nat nic mnie już nie zdziwi i wiem, że należy spodziewać się niespodziewanego. I że każda końcówka potrafi niesamowicie zaskoczyć. Tak więc po prostu pozostaje mi tylko powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na następny rozdział, choć szkoda, że to już ostatni. Pozdrawiam:)
Oj, mi się jednak wydaje, że zmieni się wiele.Zbyt cukierkowo to teraz wygląda, kiedy człowiek, który był przecież jej wrogiem numer jeden, nagle zaczyna się o nią troszczyć. Podobno od nienawiści do miłości jest tylko jeden niewielki krok, ale mimo to jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której Amber wybacza Fernando wszystko co, co nie pozwala jej spokojnie spać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
Bardzo będzie mi brakowało tego opowiadania, zwyczajnie czuje do niego jakiś sentyment. Uwielbiam je.
OdpowiedzUsuńA wracając do treści:
Oboje zdali sobie sprawę z tego, że zależy im na sobie, ale przecież nic nie trwa wiecznie. Amber przecież kiedyś będzie musiała powiedzieć mu o swoim bracie i tej tragedii... I teraz pytanie: czy wybacza sobie oboje to wszystko?
Chciałabym, żeby zakończyło się to happy endem, ale życie lubi zaskakiwać.
Nie mniej czego nie napiszesz na pewno będzie świetnie opisane.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
P.S. Jeśli chcesz to zapraszam na nowość na www.gunner-love.blogspot.com
Osobiście jestem zachwycona! Końcówką, długością, całością! ^^ Zastanawia mnie czy dalej będzie tak słodko czy może coś się jeszcze skomplikuje w ostatnim rozdziale. Mam nadzieję, że nie, ale wiadomo, że nie zawsze jest idealnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Końcówka jak najbardziej mi się podoba ;) .
OdpowiedzUsuńChociaż mam wątpliwości, czy tak pozostanie bo po Tobie można spodziewać się każdego zakończenia.
Pozdrawiam ;*
Mam niezmierną przyjemność zaprosić na nowy rozdział na http://gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCóż ze metamorfoza nie tylko ze strony Amber, ale też Torresa! Chwila, kiedy dziewczyna zdecydowała się na pójście na stadion i obserwowanie jego sylwetki w spokoju i bez skrępowania była na pewien sposób magiczna. Niesamowite jest to, jak nawet potrafią instynktownie wyczuć swoją obecność zmysłami, jak to było właśnie w przypadku Fernando. I wreszcie jest to, czego wszystkie oczekiwałyśmy, Amber ujarzmiła ciężki charakter, a Ty nam mówisz, że jeszcze wszystko może się zmienić? xD Oj nieładnie, nieładnie nas tak trzymać w niepewności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;*
PS. Zmiana nicku po raz ostatni. Tym razem - powrót do korzeni, ten podobał mi się chyba najbardziej. :)
Ależ ludzie zmieniają się pod wpływem wydarzeń , świetnie to ukazałaś .. zapraszam do mnie http://stories-bynikaaaa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń