Zwlokła się ze
swojego sypialnego łóżka z grymasem cierpiętnicy na twarzy. Przysiadła na jego
skraju, początkowo nie wiedząc, co począć ze sobą samą. Po kilku minutach
usilnego skupienia się na czymkolwiek, sięgnęła po telefon komórkowy. Wystukała
na klawiaturze ciąg dziewięciu cyfr, składających się na numer kancelarii. Bez zbędnego
usprawiedliwiania się oznajmiła, że tego dnia nie pojawi się w pracy, zaraz po
tym rozłączając się. Po raz pierwszy w swoim dwudziestotrzyletnim życiu poczuła
się taka bezsilna, taka krucha, taka słaba. Brakowało jej sił, tej niesamowitej
witalności, którą emanowała niemal każdego dnia.
Wstała z łóżka z
nieopisanym dla niej trudem, czując lekki skurcz w okolicach podbrzusza. Skrzywiła
się ostentacyjnie, stając przed swoim lustrzanym odbiciem. Dłonią dotknęła
okolic, w których łapał ją skurcz, zaciskając powieki. Było to uczucie nie tyle
bolesne, co nieprzyjemne i nieznane jej dotąd. Przemyła twarz zimną wodą,
ocierając ją ręcznikiem. Podparła się dłońmi o umywalkę, spoglądając w swoje
lustrzane odbicie. Oczywiście, widziała tam samą siebie. Nie była to jednak ta
sama Amber. Amber sprzed kilku tygodni. Nie była tą Amber, która była dumna z
siebie. nieskazitelna w każdym calu. Dumna. Pewna siebie. Wredna. Podła.
Uwielbiająca naigrywać się i bawić uczuciami innych. Bezczelna. Pruderyjna. Kontrowersyjna.
Niezaznająca miłości, NIGDY.
Amber Mitterrand
zmieniała się. Nie wiedziała, jak, dlaczego i czym jest to spowodowane. Jej myśli
błądziły wokół jego osoby. Chciała się na nim zemścić. Udało się. Ale co z
tego, kiedy nie czuła satysfakcji z faktu, że rozwaliła małżeństwo człowiekowi,
którego nienawidziła z całego serca. Już nawet zastanawiała się czy nienawiść
jest dobrym określeniem tego, co jest pomiędzy nią, a nim. Coraz częściej myślała
o nim w innych kategoriach, jako o mężczyźnie, jako istocie seksualnej. Przecież
była jego kochanką. Była nią, chcąc, nie chcąc. Sama się na to skazała. Pragnęła
perfekcyjnie odegrać swoją rolę i wystawić piękne przedstawienie, opiewające
pogardą i zemstą. Nie przewidziała tylko nieprzewidzianych usterek
technicznych. Nie sądziła, że zacznie odczuwać potrzebę jego bliskości, jego
dotyku, jego głosu, jego wrodzonej ironii.
Tak naprawdę nie
wiedziała, czego chciała od życia, a czego oczekiwała od otaczających ją osób. Była
bezuczuciową egoistą, jednak nie zdawała sobie sprawy, że w głębi duszy jest
istotą, która pragnie odrobiny zrozumienia, ciepłego słowa, a przede wszystkim
szczerej miłości. Od zawsze zdana sama na siebie, mająca przy boku
nastoletniego brata – osobę, dla której była w stanie poświęcić wszystko,
osobę, którą kochała, osobę, na wsparcie której mogła liczyć, osobę, na której
mogła polegać. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że śmierć Dylana to przecież nie do
końca wina Torresa, ale chęć zemsty wzięła nad nią górę. Owszem, jako piłkarz
zachował się bardzo nieprofesjonalnie i niesportowo podczas owego meczu, jednak
to Dylan zareagował zbyt wybuchowo. Wdając się w bójkę z kibicami The Reds,
wziął w niej udział na własną odpowiedzialność, przypłacając niestety własnym
życiem. Jednak to ona przejęła się jego śmiercią, kiedy rodzice wydawali się
jakby niespecjalnie poruszeni tym faktem. Takie było jej życie – ciężkie,
przepełnione nienawiścią i bólem, nasycone chęcią zemsty.
***
Zastanawiał go
fakt, dlaczego ona, ta, która skrupulatnie dążyła do tego, by zamienić jego
życie w piekło, nie zjawiła się na sali sądowej, aby móc pogrążyć go jeszcze
bardziej. Był pewny, że zajmie miejsce po przeciwnej stronie, tuż obok jego
byłej już żony. Jej nieobecność wywołała w nim mieszankę różnorakich uczuć.
Zdziwienie. Zaskoczenie. Niedowierzanie. Ulgę. Przez to pragnął zobaczyć ją jak
najszybciej. Chciał z nią porozmawiać. Nie miał zamiaru niczego wyjaśniać, a tylko porozmawiać, zadać kilka nurtujących go
pytań. Dlaczego to robiła? Co było jej
celem? Co nią kierowało? Nie musieli niczego wyjaśniać. On chciał wreszcie
dowiedzieć się prawdy. Nie potrafił bliżej określić tego, co było między nimi. W
momencie, kiedy sypiali ze sobą, była jego kochanką, najprościej rzecz ujmując.
A potem? Dlaczego tak usilnie potrzebował jej bliskości?
Wiedział, że
jeszcze tego dnia zawita w jej mieszkaniu, bez względu na to, czy będzie miała
na to ochotę, czy nie. On wiedział, czego chce i miał zamiar to osiągnąć.
***
Senność, bóle
głowy i brzucha, nudności, złe samopoczucie, piersi podatne na ból,
rozdrażnienie, częste odwiedziny toalety. Z tymi objawami udała się do lekarza
internisty. Jej fatalne samopoczucie psychiczne szło w parze z tym fizycznym. Może
za bardzo poświęcała się pracy, zaniedbując przy tym swoje zdrowie? Tak, tak
też uważała. Nie była chorowitym dzieckiem, co przełożyło się też na jej
dorosłe życie. Przypuszczała, że jest przemęczona, bo czuła się przeciążona i
przytłoczona jednocześnie wszystkim tym, co miało miejsce w ciągu ostatnich
kilku tygodni. Nie chorowała praktycznie nigdy, nie licząc drobnych
przeziębień, czego nie można było zaliczyć do grupy jakichś poważniejszych
chorób.
- Pani Mitterrand, pani organizm jest faktycznie osłabiony. Mam
też spore zastrzeżenia, co do pani sylwetki, ma pani ewidentną niedowagę, co
jest z kolei początkiem anemii – westchnął mężczyzna, w średnim wieku z burzą
łysawych włosów na głowie.
- Nie jestem, co prawda lekarzem, ale z tego, co mi wiadomo,
anemia to nie choroba śmiertelna – wykrzywiła wargi w wymuszonym uśmiechu.
- Oczywiście, że nie, ale nieleczona prowadzi do
wycieńczenia organizmu bądź nowotworu krwi czy kości. Moim celem nie jest
straszenie pani, ale będę musiał zlecić wykonanie szeregu dodatkowych badań i
prosić panią o przystopowanie. Praca jest ważna, ale nie najważniejsza,
ważniejsze jest zdrowie. Powinna się pani oszczędzać, zwłaszcza teraz. Ubolewam,
że tak młoda i ambitna kobieta postąpiła tak nieodpowiedzialnie – pokręcił głową
z politowaniem i niepokojem jednocześnie.
- Zdrowie człowieka jest jego sprawą indywidualną, doktorze.
Sam pan powiedział, że to osłabienie organizmu, więc nie rozumiem po części
pańskich oskarżeń, rzucanych w moją stronę – rzuciła.
- Jest pani w trzecim tygodniu ciąży. Zdaje sobie pani
sprawę, że tryb życia, jaki prowadziła dotąd, mógł zaszkodzić istotce, którą
właśnie nosi pani pod sercem?
- Ja… ja jestem w ciąży? – szepnęła ledwo słyszalnie, jakby
przygasając, a jej oczy nabrały kształtu pięciozłotówek.
- Tak, jestem o tym święcie przekonany w dziewięćdziesięciu dziewięciu
procentach. Większość z objawów o tym świadczy. Mam nadzieję, że od dzisiaj
zacznie pani o siebie dbać, zwolni tempo i wreszcie zajmie się sobą. Chciałbym
też porozmawiać z ojcem dziecka.
- Ono nie ma ojca – niemal weszła mu w słowo przerażona.
- Proszę się uspokoić. Nie mam pojęcia, co ostatnio
wydarzyło się w pani życiu i nie będę w to wnikał, bo byłoby to niekulturalne.
W takim razie proszę jak najszybciej z nim porozmawiać, nalegam.
- W jakim celu?
- Jest pani poważnie chora. Mając osłabiony organizm, nie
służy to dziecku, które cały czas rozwija się. Nie będzie pani w stanie ogarnąć
wszystkiego sama. Ktoś musi zając się panią i dzieckiem, a jego ojciec powinien
poczuwać się do takowego obowiązku.
Skinęła głową, a
słowa mężczyzny docierały do niej bardzo powoli, jakby przez mgłę.
- Czy to wszystko?
- Nie. Proszę udać się na zlecone przeze mnie badania i
zgłosić się do mnie z wynikami od razu w przyszłym tygodniu. Ponadto prosiłbym
również o konsultację ginekologiczną. Musimy wiedzieć, jakie leczenie
zastosować w pani przypadku – podał jej plik druczków.
- Dobrze, dziękuję – wydusiła z siebie, chcąc jak
najszybciej opuścić to miejsce.
- Proszę pamiętać o tym, co powiedziałem i zacząć dbać o
siebie! – zawołał za nią lekarz.
Ona jednak nie
słuchała. Wybiegła z przychodni, zanosząc się głośnym płaczem, co wcześniej nie
było do niej podobne. Nigdy nie chciała mieć dzieci, a teraz okazuje się, że w
jej brzuchu rozwija się istota, do istnienia której po części się przyczyniła. Nie
była w stanie racjonalnie myśleć. Musiała najpierw wykonać badania, a potem? Aborcja. Jedyne, wydające się jej
słuszne rozwiązanie w tej sytuacji. Nie chciała tego dziecka. Dziecka, które
już w tym momencie przypominało jej o nim. O człowieku, który bezpardonowo wpieprzył
się w jej życie, nie mając zamiaru znikać z niego tak szybko. Nie zdawała sobie
sprawy ze stanu, w jakim się znajduje. Czy każda rozsądna kobieta usunęłaby
dziecko, pomimo, iż nie podjęłaby się jego wychowywania? W głowie miała
kompletny mętlik. Nawet, jeśli dokonałaby aborcji, to prawdopodobnie wyrzuty
sumienia nie dawałyby jej spokoju do końca życia. A jak ona sama poczułaby się
z myślą, gdyby jej własna matka oznajmiła jej, że miała nieodpartą ochotę pozbawić
ją prawa do życia? Uświadomiła sobie, jak cenne jest życie ludzkie w momencie,
kiedy straciła najważniejszą osobę w życiu. Czy miała przyczynić się do straty
życia kolejnej osoby?
Całą drogę do
mieszkania przepłakała, nie wiedząc, jaką decyzję ma podjąć. Rozważała każdy za i przeciw
sytuacji, w jakiej się znalazła. Pomimo, że inni uważali ją za
bezuczuciową, ona postanowiła mimo wszystko dać sobie czas do przyszłego
tygodnia, kiedy będzie już znała diagnozę, jaką postawi lekarz. Wiedziała, że
ten tydzień będzie dla niej niczym jeden wielki kataklizm, że będzie musiała go
przeżyć w strachu i niepewności. Może to
było swoistą karą za to, co zrobiła do tej pory?
Zapłakana udała
się do apartamentu, który zamieszkiwała. Łzy zmywały tuż, sączący się po jej
bladych policzkach. Stanęła przed drzwiami, nerwowo przeszukując torebkę w celu
wydobycia z niej kluczy.
- Unikasz mnie, Amber? – podskoczyła niczym przerażona,
słysząc tak dobrze znany jej głos.
- Nie. Nie mam z tobą nic wspólnego. Nie chcę cię znać,
zniknij wreszcie z mojego życia – warknęła.
Chwycił ją za
przeguby dłoni, obracając przodem do siebie.
- Mnie tak szybko się nie pozbędziesz. Mamy do pomówienia –
zbliżył swoją twarz do jej twarzy, kiedy brunetka wyszarpnęła się, a na
posadzce nieoczekiwanie wylądował test ciążowy.
Przystanęła niczym
sparaliżowana, wpatrując się w kolorowe opakowanie, nie wiedząc, co powinna w
tym momencie zrobić, jak się zachować. Pochylił się, sięgając po nie z zaciekawieniem.
Obrócił je w dłoniach, uśmiechając się drwiąco.
- No to kim jest ten frajer, który zmalował ci dzieciaka,
co? – zaśmiał się ironicznie, wpatrując się w nią.
Przez chwilę
czuła się potwornie, nie potrafiąc wydusić z siebie chociażby słowa. Nie wiedzieć
czemu, zabolały ją jego słowa, to, co powiedział, to, w jaki sposób się teraz
zachowywał. Zebrała się jednak w sobie.
- Fernando Torres, kojarzysz? – wycedziła w końcu przez
zęby. – Też odnoszę wrażenie, że ten człowiek jest typowym życiowym
nieudacznikiem i frajerem.
Wbił w nią
spojrzenie swoich czekoladowych tęczówek. Zmarszczył brwi, dokonując dogłębnej
analizy każdego jej słowa.
- Nie wrobisz mnie w to. Nie wierzę.
- Nie muszę cię w nic wrabiać. To twoje dziecko. Twoja wiara
nie jest mi do niczego potrzebna – wyrwała opakowanie z jego ręki, przekręcając
klucz w zamku. Nie miała ochoty dłużej na niego patrzeć. Czuła, że za chwilę
eksploduje.
- Jaką ja mogę mieć pewność, że sypiałaś tylko ze mną, co? –
stanął tuż za jej plecami.
- Dobra pamięć, Torres, chyba, że zapadłeś na tymczasową
amnezję, jednak wątpię w to. Nie chcę od ciebie niczego, żebyś nie myślał. Odpierdol
się ode mnie i zajmij się swoim życiem. Żegnam – zatrzasnęła drzwi mieszkania, pozostawiając
go w lekkim niedowierzaniu i zdumieniu, a zarazem wściekłości.
_________________________________________
Wszystkie zaległości na Waszych blogach już nadrobiłam. Jeżeli kogoś pominęłam, to zrobiłam to całkiem przypadkowo. Zorientuję się i nadrobię dzisiaj, obiecuję. A rozdział oddaję w Wasze 'ręce'.
Pozdrawiam ;-**
świetny rozdział :> wiedziałam, że jest w ciąży jak tylko udała się do tego lekarza to wiedziałam, że tak będzie :> muszą się jakoś dogadać, liczę na to :> Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się ten rozdział. widać, że wiele rzeczy zmieniło się w Amber, ale nie ostre riposty. dziecko troszkę komplikuje wszystkie sprawy. dziewczyna mogłaby już zapomnieć o swoim kochanku, lecz niestety nosi jego dziecko w brzuchu. jakoś nie widzę Torresa, jako przykładnego ojca. mam nadzieję, że główna bohaterka okaże troszkę serca i nie zabije dziecka. przecież zawsze może oddać je do adopcji. czekam z niecierpliwością na ósemkę.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :*
Jak zwykle genialne. Już od początku rozdziału wiedziałam, że to ciąża. Dziwne, że Amber nie dopuszczała nawet tej myśli. Torres zachował się jak ostatni dupek. Niby przyszedł do niej bo coś do niej czuje, a z drugiej strony... Ah szkoda słów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
P.S. U mnie jeszcze nie nadrobiłaś :))
ło matko, to się porobiło! Ah ty Torres, ale jesteś wredny i niemiły!
OdpowiedzUsuńczekam na nowość i zapraszam do siebie na epilog [lovee-football]
Łooł . Nie przypuszczałam ,że Nando tak szybko dowie się o ciąży. Wydaje się mi ,że Amber nie podejmie aborcji a Torres tak łatwo nie odpuści ;-)
OdpowiedzUsuńAmber zrobi największą głupotę w życiu jeśli pozbędzie się dziecka. Dobrze wie, jak niewinną i bezbronną istotę nosi pod swoim sercem. To dziecko nie jest niczemu winne. Ono nie zasłużyło na taką karę. Mam nadzieję, że Amber nie podejmie się aborcji. I mam też nadzieję, że pokocha to dziecko. Może nie teraz, ale za jakiś czas przekona się jakie ma szczęście, że zostanie matką.
OdpowiedzUsuńNando, on moim zdaniem nigdy się nie zmieni. O ile widzę zmianę w Amber tak w nim nic się nie zmieniło. Nadal jest bezczelny, arogancki itd. Nie wiem, co by się musiało stać, aby w jego życiu zaszła zmiana. Aby zrozumiał jaki z
No, no ! Zaniemówiłam z wrażenia! Ten rozdział jest wprost genialny! Strasznie mi się podobał! Ciąża? Na początku mnie to zaskoczyło, a później pomysł się spodobał. Coś czuję, że Nando teraz nie da jej spokoju, bo w końcu to jego dziecko. Aborcja? Wymazuj to słowo!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się w miarę szybko! ;)))
Trudno się było nie domyślić, że to ciążą. Cały czas, nie mogę sobie zwizualizować bucowatego Torresa. Słodka twarz i czarna dusza. :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńhttp://bez-ciebie-nie-ide.blog.onet.pl/
Osz kurde, ale się porobiło...mam nadzieję, że Amber nie usunie tego dziecka.
OdpowiedzUsuńA Torres? Oj ten koleś nie przestanie mnie zaskakiwać. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ;*
długo mnie tu nie było, rozdział świetny, podoba mi się fabuła, fajne zwroty akcji :)
OdpowiedzUsuńNOWY ROZDZIAŁ: http://amor--sin--fronteras.blogspot.com
No jasne, jaką on może mieć pewność? Może w ogóle przyśniło mu się, ze z nią kiedykolwiek spał, a może jednak wcale tak nie było i tylko ta głupia psychopatka ubzdurała sobie, że jest w nim w ciąży.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla takich sytuacji Pan Bóg stworzył testy ciążowe.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
ojej ojej ojej ona jest w ciązy :o tego sie nie spodziewałam no to będzie ciekawie :D
OdpowiedzUsuńTo teraz się porobiło. Ciekawa jestem, co teraz zrobi z tym wszystkim Amber, tym bardziej, że Torres chyba nie pała specjalną chęcią do tego, żeby przyznać się do ojcostwa...
OdpowiedzUsuńTak, tak. Dobrze widzisz, z małym opóźnieniem, ale jednak wróciłam. :D
http://rok-w-raju.blogspot.com
hej:) zapraszm na nowy rozdział na stay--forever.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowego bloga o Przemku Tytoniu.
Uzależniona od Tytonia :)
http://liefde-wera-tytonn.blogspot.com
Jak tylko przeczytałam jakie towarzyszą jej dolegliwości od razu wiedziałam, że jest w ciąży. ;d Torres strasznie mnie irytuje i działa na nerwy jak mało kto. o,o
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy. :)
Bardzo mi szkoda Amber. Ona nawet po takim czasie przeżywa śmierć Dylana - może i pokazuje się jako kobieta bez uczuć to jednak niezwykłą miłością kochała brata. Widać to na pierwszy rzut oka.
OdpowiedzUsuńOd razu jak przeczytałam o jej objawach to wiedziałam, że jest w ciąży. Może w końcu zacznie dbać o siebie i zdecyduje się podjąć jedną z lepszych decyzji. Przecież nie musi żyć z człowiekiem, który zachowuje się jak palant. Torres jest chamem i to dosłownie. Nie mogę zrozumieć jego taktyki - z jednej strony ona go pociąga, a z drugiej pokazuje się z jak najgorszej strony.
Czekam na nowy.
Przepraszam, że dopiero teraz. Rozdział świetny, potrafisz zaskoczyć, ciąża to chyba ostatni pomysł, jaki by mi przyszedł do głowy w związku z Amber. I bardzo nie lubię w tym momencie Torresa, za to, co jej powiedział. Ciekawe, jak teraz się zachowa, czy uwierzy, że to dziecko jej jego. I co zrobi Amber, czy usunie? Oby nie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nowy dodasz szybciej. Naprawdę warto czekać na następny:P Pozdrawiam:D
Czytając zrobiło mi się szkoda Amber, mam nadzieję, że nie podejmie decyzji, ktorą może potem żałować całe życie, czyli nie usunie swojego maleństwa.
OdpowiedzUsuńA Torres?. Szkoda mi tutaj do niego słów, najchętniej bym mu nakopała żeby zmądrzał, bo by się przydało.
P.s Jeśli masz czas i ochotę zapraszam w wolnej chwilcę do siebie.
Pozdrawiam :)