13 października 2012

8. To live, to exist, to be, just be.


     Stanęła przed lustrzaną taflą, wpatrując się w swoje odbicie, w postać po drugiej stronie. Właściwie przyzwyczajała się do siebie samej, jakby na nowo poznawała swoje ciało. Bez mrugnięcia powieką zauważała wyraźne fizyczne zmiany, jakie zaszły w jej ciele, od momentu wizyty lekarskiej, a może zaczęło się to dziać wcześniej, tylko ona sama nie chciała zauważyć tych zmian? Minęły cztery równe miesiące. Może mniej, może więcej? Nie liczyła upływającego czasu z dokładnością do dni czy godzin. Żyła dniem, żyła nadzieją, żyła tym, co miało nastąpić każdego kolejnego dnia.
     Rozsunęła delikatnie materiał puchowego szlafroku, kładąc dłoń na zaokrąglonym brzuszku. Wykrzywiła wargi w niepewnym uśmiechu. Przez innych postrzegana, jako bezuczuciowa służbistka, która jednak nie przerwała istnienia istotki, którą od kilku tygodni nosiła pod sercem. Może nie była wylewna emocjonalnie, ale stając przed chyba najważniejszą decyzją w życiu, stwierdziła, że nie potrafiłaby, nie mogłaby, nie umiałaby. Nie potrafiła pozbawić życia tego maleństwa. Przecież miało do niego takie prawo, jak ona sama, czy każdy człowiek, zamieszkujący Ziemię. Nie wiedziała. Czy zdoła kiedykolwiek pokochać owoc romansu, swoistego rodzaju ‘pozostałość’ po Fernando Torresie. Pomimo, że jeszcze nienarodzone, dziecko było dla niej obrazem jego samego. Miało być pamiątką dla niej, jego pozostałością. Nie wiązała swojego życia z jego osobą w jakikolwiek sposób. To byłoby niedorzeczne – tak mówił jej rozum. Zresztą sam udowodnił, po raz kolejny, jak silną i nieugięta osobowością charakteryzuje się jego typ. A serce? Nie chciała słuchać serca, jego głupich rad. Bo w życiu trzeba się kierować tylko rozumem, a uczucia to wiele przydrożnych dróg, nic poza tym. Była zakochana? Niczego nie była pewna. Nie mogła pojąć, jak można zauroczyć się takim człowiekiem, taką osobowością. Poniekąd do niedawna sama taka była. Ciąża, choroba i wszystkie jej następstwa – dopiero wszystko to uświadomiło jej, jaką osobą była, ile krzywdy wyrządziła innym, bawiąc się uczuciami, wykorzystując, zwodząc i zostawiając. On był taki sam, błąd, on cały czas taki jest, a ona była, bynajmniej chciała coś zmienić w swoim życiu, zwłaszcza teraz, kiedy wiedziała, że to los dał jej rolę i scenariusz, które były jej nie w smak. Chciała ją obejść, zamienić, odegrać inną, ale przecież to życie jest scenarzystą, cholernie dobrym, prawda?

***

     Wiele razy znajdował się, według niego samego, w sytuacji beznadziejnej, z której bez problemu znajdował odpowiednie wyjście. Zawsze pewny siebie. Zycie było dla niego darem nieskomplikowanym, obłędnym, niekiedy banalnie prostym, o ile nie śmiesznym. Nic nie było w stanie go zaskoczyć. Uwielbiał zaskakiwać, nie lubiąc jednocześnie być zaskakiwanym. Sypiał z nią, sypiał z Amber, nawet nie zaprzeczał. Ale to miał być niewinny flirt, który z czasem przeradzał się w dobrze zaplanowany romans. Nie zobowiązująca znajomość. Obydwojgu to pasowało. Nie chcieli niczego więcej. Nie mieli nic przeciwko, by cała ta otoczka rozwijała się dalej. Nie przewidzieli tylko, co będzie dalej, jakie będą efekty uboczne. Wydawało mu się, że wszystko ma pod kontrolą, że ona pragnie tego, co on, że są jednomyślni.
     Miał już córeczkę. Norę. Dwuletnia istotka – owoc związku jego i Olalli, której tak naprawdę nigdy nie kochał, a pomimo to byli razem. Dlaczego? Może w grę wchodziło przyzwyczajenie bądź litość nad jej osobą. On wolała poświęcać się piłce i rozrywkom stworzonym wprost dla wolnych mężczyzn. Chciał być za wszelką cenę wolny, nie czuć się ograniczany. Kochał Norę, na swój sposób, ale kochał, pomimo, że nie zawsze potrafił jej to okazać. Z natury nigdy nie był wylewnym człowiekiem. Był niewątpliwie mężczyzną podłej natury, ale nigdy nie zapominał o córeczce, tak jak teraz. Nie zapominał tak samo o Amber i jej dziecku. A właściwie ich dziecku, bo on też przyczynił się do jego istnienia. Sam nie wiedział, co nim wtedy kierowało, jednocześnie uważał to, co powiedział w pełni za słuszne. Wtedy była przecież jego, tylko jego, miał ją dla siebie, na wyłączność. Nie spotykała się z nikim innym. Do jego świadomości bardzo powoli, jednak docierało, że to prawdopodobnie było jednak jego dziecko, czy tego chciał, czy nie… Fernando Torresie, nawet, jeśli tego nie chcesz, niechlubnie, zostaniesz ojcem drugiego dziecka, dziecka Amber.

***

     Od kilku miesięcy ten gabinet był stałym miejscem wizyt, które składała tu dość niechętnie. Nie ma osoby, która z ogromną chęcią odwiedza miejsca takie jak szpital czy przychodnia, przynajmniej w większości. Odetchnęła nieco z ulgą, że mogła stamtąd wyjść i nie wracać przez najbliższe kilka dni. Pomimo, że lekarz nie miał dla niej oszałamiająco pozytywnych informacji, pomimo tego, że wyniki nie były rewelacyjne, to choć przez krótka chwilę udało jej się poczuć dobrze, naprawdę dobrze. Już teraz wiedziała, że urodzi córeczkę. Miała tylko nadzieję, że zdrową. Po raz pierwszy w życiu bezpardonowo postawiło dobro innego człowieka nad swoje. Jej człowieczka, którego nosiła pod sercem. Uświadomiła sobie, że być może nie wszystko jeszcze stracone, że coś da się uratować. Gdzieś głęboko w niej zatliła się niewielka iskierka nadziei. Nadziei na coś dobrego, na cos pozytywnego. Poczuła dziwne uczucie, bardzo dziwne, bo wcześniej dla niej zupełnie nieznane. Zapragnęła poczuć się matką, zapragnęła ofiarować rozwijającej się córeczce tyle miłości, ile sama nie zaznała jej w dzieciństwie.

     Nie wiedząc nawet, jaka siła kierowała nią, udała się do centrum handlowego. Jednak nie po to, aby kupić nową torebkę od Dolce&Gabbany, kreację od Diora czy eleganckie szpilki McQuena. Czuła nieodparta chęć odwiedzenia sklepu z gadżetami dziecięcymi, a sama myśl o tym wywoływała lekki uśmiech na jej twarzy. Niegdyś patrzyła na ciężarne kobiety z politowaniem, kompletnie nie rozumiejąc szału radości, pomieszanego z innymi uczuciami, jakie je ogarniały, a teraz sama zachowywała się w podobny sposób.
     Z uwagą rozglądała się po każdym zakamarku pomieszczenia. Wzięła do rąk różowe śpioszki, wzdychając cicho. Już za pięć miesięcy miała sprawdzić się w roli matki. Roli, której zupełnie nie planowała w swoim życiu, roli, na którą nie było miejsca, a jednak musiało się ono znaleźć. Nie miała żadnej pewności, czy podoła. Była zdana sama na siebie, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, nie mając zamiaru prosić o nią Hiszpana, który wprowadził do jej życia tyle zamieszania. Nie chciała go w nim. To był rozdział, który zamykała. Jej córeczka będzie miała wszystko to, co najlepsze, obiecała to sobie i miała zamiar wytrwać w tym postanowieniu. Facet nie był jej potrzebny do szczęścia, był tylko dodatkiem, chwilowym urozmaiceniem.
     Przebierając między kolejnymi wieszaczkami z dziecięcymi ubrankami, usłyszała cichutki szloch, najprawdopodobniej wydobywający się z ust jakiegoś małego człowieczka. Jeszcze kilka miesięcy wstecz pozostałaby na to zupełnie obojętna, lecz teraz coś nie pozwalało jej przejść obok tego obojętnie. Obróciła się instynktownie. Tuż za nią stała mniej więcej dwuletnia dziewczynka, a po jej policzkach zaróżowionych policzkach ciekły pojedyncze kropelki łez. Podeszła do niej, kucając ostrożnie obok.
- Ojejku, dlaczego ty płaczesz, księżniczko? – przyjrzała się jej rozczulona.
- Bo… bo… zgubiłam tatusia i nie wiem, gdzie jest – wybuchnęła na nowo płaczem.
- Spokojnie, na pewno jest gdzieś w pobliżu, tylko trzeba się rozejrzeć albo poszukać – sięgnęła po chusteczkę higieniczną.
- Patsyłam, tatusia nie ma – wykrzywiła usteczka w podkówkę.
- No już, nie płaczemy, aniołku – nie wiedziała, co nią kierowało, ale przytuliła do siebie dziewczynkę, ocierając jej mokre policzki. – Jak ci na imię, hm?
- Nola… - pociągnęła noskiem.
- Nora – zaśmiała się, poprawiając ją. – Ja jestem Amber. To może poszukamy tatusia?
     Pokiwała ochoczo główką, spoglądając na nią z nadzieją. Amber uchwyciła jej drobniutką dłoń w swoją, po czym ruszyła we wskazanym przez dziewczynkę kierunku. Spacerowała powoli, chcąc uchwycić każdy, najmniejszy szczegół, a raczej przypuszczalnego ojca dziewczynki. Mała przystanęła, wyostrzając wzrok, rozchylając delikatnie usteczka.
- Jest, jest, o tam! – zapiszczała uradowana, wyrywając się z jej uścisku. Natychmiast popędziła w kierunku wysokiego mężczyzny z krótkimi, brązowymi włosami na głowie. Amber zamarła. Znów ta sama, tak dobrze znana jej sylweta. Znów on. Po raz kolejny pojawia się w jej życiu, a potem znika, na przemian. Porwał córkę w ramiona, wyraźnie ucieszony. Szepnęła mu coś na ucho, kiedy marszcząc brwi obrócił się przodem. Dopiero wtedy mogła spojrzeć w jego brązowe oczy. Bez wahania ruszył w jej stronę. Stała w miejscu. Nie, nie była sparaliżowana. Więc dlaczego nie obróciła się na pięcie i odeszła? Może znów chciała usłyszeć ten aksamitny głos? Sama nie wiedziała. Jednego była tylko pewna – miała dosyć ciągłego nie wiem. W końcu chciała być w życiu czegoś pewna.
- Dziękuję – spojrzał na nią, a po paru sekundach spojrzenie jego oczu powędrowała na jej widoczny już brzuszek.
- Powinien pan następnym razem bardziej uważać na córkę, dziecko to największy skarb, nie ma za co – odparła szeptem, czując, że długo nie wytrzyma w takim stanie.
- Amber, ja.. My musimy porozmawiać – podszedł bliżej.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym. Jesteśmy dwójką obcych sobie osób, ja nie znam pana, pan nie zna mnie i niech tak pozostanie – obdarzyła go ostatnim spojrzeniem, wymijając go.
- Skończ to przedstawienie, proszę cię – uchwycił ją za nadgarstek.
- To nie ja je zaczęłam – wyszarpnęła się.
- Nie dam ci tak po prostu odejść, nosisz w sobie moje dziecko.
- Oo, a kiedy pan sobie o tym przypomniał, co? Ruszyły wyrzuty sumienia? Nie chcę od ciebie niczego. Zapomnij o mnie, o tym, co było, masz Norę, ukochaną córeczkę – uśmiechnęła się lekko do dziewczynki, ruszając w przeciwnym kierunku.
- Mam też dziecko, nasze dziecko – zawołał za nią cicho, ale wystarczająco, by mogła usłyszeć. 


___________________________________________


Kazałam czekać na siebie ponad trzy tygodnie, ale jestem i przepraszam. Teraz będzie już z górki. Do końca dwa rozdziały i epilog, także pomęczycie się jeszcze ze mną i z tym opowiadaniem, ale naprawdę już niedługo. I tak jesteście bardzo dzielne, podziwiam ;]. 

16 komentarzy:

  1. Męczyć się? Chyba kpisz :D Opowiadanie wspaniałe! No i szkoda, że do końca JUŻ tylko dwa rozdziały, epilog i koniec. Jakoś w głowie mi się to nie mieści ; ) Trudno. Będę musiała z tym żyć ;pp A gdy Amber usłyszała ten płacz, to od razu pomyślałam o Norze ;) Nando się zainteresował tym wszystkim. Czekam z niecierpliwością na więcej! ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Na prawdę tylko dwa rozdziały? Mało, mało..... Będzie mi tego opowiadania niezmiernie brakować. Amber trochę stopiła ten lód na jej serduszku i na pewno wyjdzie jej to na dobre. I proszę nawet Torresa rusza jak widzi kobiete noszącą jego dziecko. Powinien był pomyśleć wcześniej, a nie budzi się dopiero teraz.
    Mimo to wciąż trzymam za nich kciuki i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. co?! dwa rozdziały i epilog! no wszyscy prawie powariowali! wszyscy kończą nooo :C
    Fernando chcę porozmawiać jak cywilizowany człowiek a ona do niego na PAN, śmiechu warte! Ma z nim dziecko, helloł xD
    chociaż nie dziwie jej się po jego wcześniejszym zachowaniu...
    czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Że co, zostały tylko 2 rozdziały i epilog ;( Weź mnie nie dołuj... Notka długo oczekiwana ale wspaniała... Nie dziwię się jej że się tak do niego zachowała. Czekam na next i masz mi to napisać w INFORMATORZE ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. swietny rozdzial :> mam nadzieje ze amber pogada z fernando bo ta rozmowa jest im bardzo potrzebna. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wiem, jak ktoś może męczyć się przy tym opowiadaniu. co do rozdziału to jest na serio bardzo ciekawy. Amber to już na serio inna osoba. cała ta ciąża zmieniła jej nastawienie do życia. wreszcie widać, że dziewczyna ma uczucia. fajnie, że to będzie córeczka. jeśli chodzi o Fernando to jestem rozczarowana tym, że zgubił własną córkę w sklepie. dobrze, że Amber ją znalazła. z drugiej strony piłkarz zaskoczył mnie. czyżby przejął się drugim dzieckiem? w tym momencie widać, że w nim chyba też coś się zmieniło lub to tylko chwilowe zawahanie uczuciowe, a potem znów stanie się zimnym draniem bez serca. mam nadzieję, że Torres będzie walczył o Amber, jeśli na serio ją kocha. czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    pozdrawiam!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to za jakaś plaga z zakończeniami opowiadań...Najpierw Nat, teraz Ty, ja tak nie chcę...Wkręciłam się w to opowiadanie i zupełnie nie cieszy mbie myśl, że chcesz już kończyć. Chyba, że zaczniesz coś nowego?
    A co do treści tego odcinka...Torres to świnia, jakich mało, a Amber bardzo się zmienia. Na dobre, bo tak to oceniam, że zaczęła myśleć o tej malutkiej istotce jak o żywym człowieczku, a nie jak o pomyłce, błędzie, który powstał podczas przeprowadzania przez nią planu zniszczenia Torresa. I na dodatek urodzi dziewczynkę:D.
    A co do tego tlenionego bawidamka, to mam nadzieję, że przyjdzie do Amber na kolanach, błagając ją o wybaczenie:D Moja wizja przyszłości, drastyczna, ale moja własna hehe. Pozdrawiam, i czekam na nowość, oby krócej niż trzy tygodnie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że koniec. Wkręciłam się :)
    Sama przymierzam się do zakończenia Bez ciebie nie idę, ale co mi z tego wyjdzie tego sama jeszcze nie wiem.
    Dodałam nowy rozdział Uzależnionej od Tytonia.
    Pozdrawiam Fiolka

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wierze, że jeszcze tak mało zostało do końca. Zmiana Amber jak najbardziej pozytywna. Bardzo dobrze, że chce urodzić i dać tej małej istotce wszystko co najlepsze. :) A Torres powinien się bardziej postarać, jeśli chce być obecnym w życiu ich córeczki. I mam nadzieję, że to zrobi. Że będzie chciał pokochać ta małą tak samo jak Norę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że Amber się zmieniła. Ta kobieta zmieniała się na naszych oczach. Na początku była zimna i wyrachowana, a teraz jest ciepłą, miłą kobietą, która troszczy się o innych. Przykładem jest , że zaopiekowała się córką Nando, jak sama powiedziała jeszcze kilka miesięcy temu miałaby to gdzieś, a teraz pomogła małej.
    Fer, za o nadal mnie irytuje i chyba nie przestanie irytować. Jak dla mnie est skończonym egoistą.
    Nie zasługuje na bycie ojcem córeczki Amber Mimo że uważam, iż dziecko powinno mieć obojgu rodziców, ale swoim zachowaniem na to nie zasługuje.
    Trzymam kciuki za Amber, bo ona się zmieniła, zyskała w moich oczach i mam nadzieję, że u niej wszystko sie ułoży:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeszcze tylko 2 rozdziały i epilog? Szkoda, bo bardzo lubię to opowiadanie..
    A co do rozdziału, to nie rozumie trochę Amber. Nando chce z nią porozmawiać na temat ICH dziecka, a ona udaje, że się nie znają (eh te baby w ciąży.. ;p)
    No nic, czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. hej zapraszam na nowy rozdział stay--forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. No i to jest właśnie jedna z tych sytuacji, w której trzeba zdecydowanie krzyczeć głośno, a nie mruczeć coś pod nosem.
    Może to by coś zmieniło w tym dziwnym, milczącym układzie, w którym oboje udają, że nic ich nie łączy.
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  14. na miejscu Amber pogadałaby z Fernando, który chyba w końcu przejrzał na oczy. mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze i dla niej, i dla niego. czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Serio, już planujesz epilog? Kurcze, nie spodziewałam się tego tak wcześnie. Cieszę się jednak, że Torres wyraża chęć zaopiekowania się tym dzieckiem i że Amber aż tak zmieniła się na lepsze. :)
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie nowości na athletic-corazon i floris-i-ja, jeśli masz ochotę, to zapraszam:) I czekam na nowość u Ciebie:P

    OdpowiedzUsuń